Felietony filmoznawcy-dyletanta: Najlepsza ekranizacja od czasów "Władcy Pierścieni" (jaką dotychczas miałem przyjemność ogladać)



Widzieliśmy już Spidermana, X-men, Mortal Kombat czy Hulka. To były dobre filmy, ale zawsze czegoś w nich brakowało. A to efekty specjalne, a to głupi dodatkowy wątek. W roku 2007 pojawiła się kolejna produkcja, a wraz z nią, w ciągu kolejnych czterech lat – dwie kontynuacje.

Każdy „szanujący się facet” zna serię Transformers. No nie ma bata, żeby nie kojarzyć Optimusa Prime`a, Bumblebee czy Megatrona. A przynajmniej taką mam nadzieję. Zapytacie dlaczego piszę na temat filmu, który nie ma do zaoferowania nic, prócz efektów specjalnych…Ano ma, tylko że dla fanów gatunku. Nazwijcie nas „nerdami”, fanatykami albo kujonami. To nie ma znaczenia, kiedy słyszymy w filmie! oryginalny dźwięk transformacji, dźwięk eksplodujących dział plazmowych, czy kłótnię Megatrona ze Starscreamem.
Pisze to z przekąsem, ale i pełną odpowiedzialnością. To – jeśli chodzi o przeszłość – arcydzieła animacji na których się wychowałem. Są czymś, co trwale „uszkodziło” moją świadomość, tak jak zrobiło to z innymi z pokolenia `89. Plus minus kilka lat. Gdy ukazuje się dobra wersja filmowa przez nasze szeregi przebiega dreszcz.
Trwające od setek lat wojny miedzy Autobotami i Deceptikonami stały się elementem kultury setek tysięcy ludzi na całym świecie. Wywodzą się  z serii zabawek stworzonych przez Hasbro i Tamarę (USA), ale uznanie zyskały dzięki komiksom i kreskówkom. Wiele było niedoróbek, bubli i „sprzeniewierzeń” w stosunku do generacji pierwszej, jak choćby seria Armada, czy nowsze Animated.
W stosunku do najnowszych produkcji należy być sceptycznym. To co dzieje się w świecie adaptacji filmowych jest niepokojące. O dziwo kinowa wersja Transformers jest dobra, a nawet bardzo dobra.
Jakość efektów specjalnych i akceptowalna wierność szczegółom sprawia, że fani wojowniczych robotów z planety Cybertron nie powinni być zawiedzeni. Te pierwsze są bezsprzecznie najlepszymi od czasów Władcy pierścieni choć scen batalistycznych spod Minas Tirith i jazdy Rohańczyków nie przewyższają. Momenty transformacji gigantycznych robotów, niezwykle zaawansowane wizualizacje cieszą oko i ucho ponieważ, jak wcześniej wspomniałem – wykorzystano klasyczny, jedyny w swoim rodzaju odgłos procesu przemiany formy podstawowej w „ziemską”.
Tak czy inaczej realizacja audio-wizualna jest najmocniejszą stroną filmu. Bo też czego może oczekiwać przeciętny widz? Tu chodzi o akcję, a ta jest tu w dawkowana umiejętnie.
Dodatkowo mamy porcję niebanalnego humoru. Świetnie wypadły dwa niewielkie roboty (wpierw Deceptikony, potem Autoboty. Nie pamiętam jak się zwały), których bójki, kłótnie i teksty w stylu „Shockwave tu lezie” wywołują u mnie salwy śmiechu. Jest tu sporo ironii, podtekstów i sympatycznych gagów – jak paląca blanty matka głównego bohatera(cz. III)
Sama fabułą jest prosta jak budowa cepa i taka ma być. Nie potrzebne są tu głębokie przemyślenia (chociaż i tak Optimus Prime – dowódca Autobotów – sypie nimi jak z rękawa), uniwersalna problematyka czy głębia przesłania.
Ma być szybko, efektownie i z patosem. Kwestie skomplikowania akcji zostawmy innym gałęziom kinematografii.


Krzysztof Chmielewski




Komentarze