A wszystko to przez Igora! - Recenzja: "Blondyn i blondyna" M. Kulus. Wyd. Sol

A wszystko to przez Igora


Nie wiedziałem z początku jak odnieść się do tej powieści. Bo czy to powieść? Raczej pamiętnik. Do tego bardzo osobisty…subtelny…ale też wyrazisty – bo całkiem naturalny, napisany bez zbędnego patosu.

Spodziewałem się kompletnej grafomanii. Przepraszam, ale zarówno tytuł jak i temat wzbudzał pewne wątpliwości. I znów nauczyłem się, że nie ocenia się książki po okładce, ani nie chwali dnia przed zachodem słońca.
Oczarowała mnie Panna Kulus. Nie tylko tym, że potrafi pisać (poloniści nieczęsto przejawiają tego typu predyspozycje), ale przede wszystkim autentycznością, szczerością i bezpośredniością przekazu.
Jak już wspomniałem, Blondyn i Blondyna, bo taki tytuł nosi debiut młodej pisarki, jest pamiętnikiem. To co obecnie przybrało fizyczną, pełnoprawną formę książki drukowanej było niegdyś blogiem internetowym. Dzięki serdeczności kilku osób i talentowi autorki udało się te wspomnienia wydać. Ale zacznijmy od początku…
O czym jest powieść? A no o życiu. Tytułowa Blondyna nie jest zwykłą, przeciętną osobą, która postanowiła coś o sobie napisać. Jest osobą niepełnosprawną; Magdalena Kulus cierpi bowiem na rdzeniowy zanik mięśni.
I wcale się z tym nie kryje. Równocześnie – na tyle na ile to możliwe – nie epatuje tym na lewo i prawo, choć pewnych faktów ukryć się nie da. To jej rzeczywistość, codzienność z którą musi się zmagać. Wspierają ją przyjaciele, rodzina, pracodawca… dzięki nim prowadzi życie tak jak każdy Kowalski (a właściwie Kowalska).
Z tym, że książka nie jest tylko o niej. Bo i Blondyna mamy w tytule. Jest nim pies  asystujący imieniem Igor. Pisanie adeptki studiów polonistycznych (obecnie doktorantki!) zaczęło się właśnie od jego przybycia. Co kilka dni powstawały notki zawierające opisy wspólnie spędzonych dni, ćwiczeń, podroży, chwil szczęśliwych i smutnych… Królewicz Ajki niemal spadł jej z nieba. I zmienił życie nie do poznania. Nadał mu nowy wymiar i nowy sens.
Czytając Blondyna i Blondynę zastanawiałem się jak to możliwe, że osoba o tak – teoretycznie rzecz jasna – ograniczonych możliwościach ruchowych ma w sobie tyle pozytywnej energii, ciepła i wytrzymałości, że zaraża nimi nawet przez karty swej powieści. Jednak mało wiem o ludzkiej psychice. Magdalena Kulus dała mi lekcje tolerancji, wyrozumiałości i siłę do realizacji własnych planów. Przedstawiła swój świat w innych barwach niż widzą go ludzie mijający ją na ulicy. Bez rozczulania, jesiennej chandry i utyskiwań na  bezwzględny świat. Jest tu natomiast stanowczość, bunt, niemalże manifest społeczno-obyczajowy. Równocześnie – piękna historia.
Napisane to wszystko językiem swobodnym, luzackim wręcz ale i bardzo kobiecym. Pełno tu pieszczot słownych, zdrobnień, „dziewczęcych” neologizmów i ciepła. Mnóstwo uczuć. To się udziela.
Choć to pozycja wydawnicza, która zdaje się być niepozorną to kryje między kartami duży potencjał. Zawiera ważne przesłanie, krzyczy niemal, że z życia korzystać należy bezustannie. Należy chwytać każdy dzień i doceniać to co się od losu otrzymało. Jeśli można – walczyć o więcej, aż do skutku. A przy tym wiedzieć, kiedy lekko przyhamować, by nie przesadzić.
Przypomniał mi się cytat ze Stowarzyszenia Umarłych Poetów (tu akurat z książki):

 „Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia. Żeby zgromić wszystko to, co życiem nie jest. Żeby nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć.”

W tym zawiera się chyba przesłanie pamiętnika Magdy K. Pamiętajmy o tym i weźmy to głęboko do serca.


Magdalena Kulus,
Blondyn i Blondyna,
Wydawnictwo Sol,
Warszawa 2011 r.,
s. 261

  • Za książkę dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sol.



    Krzysztof  „Mormegil” Chmielewski


    Komentarze