Recenzja: A. Pilipiuk - "Szewc z Lichtenrade" (Fabryka Słów, 2012)

Dawno nie czytałem tak dobrej książki autorstwa Andrzeja Pilipiuka. Nigdy zaś tak osobistej. Nie chcę teraz uchodzić za speca w tej dziedzinie… bo przyznaję, że całej twórczości nie znam, choć fakt znajomości całego cyklu Wędrowyczowskiego, Oka jelenia, kilku opowiadań i twórczości pana Olszakowskiego daje mi skromne prawo do opiniowani… a przynajmniej tak mi się wydaje. Zaczynajmy więc.
O tym autorze mówi się wiele. W dalszym ciągu ma więcej zwolenników niż niechętnych jego twórczości. I dobrze. Dostaliśmy do rąk najnowszy zbiór opowiadań tego autora. Co ciekawe – i nie ma tu pychy, jedynie miłe zaskoczenie – zawsze twierdziłem, że najlepiej wychodzą mu właśnie niewielkie formy prozatorskie i proszę – mówisz i masz. Całkiem szczerze dodam, że jestem niezwykle kontent z faktu, iż dane mi było przeczytać je jeszcze przed premierą (a ta była 4 lipca), choć publikacja na blogu opóźniła się przez moją niefrasobliwość (na antenie Radia Egida była już 26.06.).
Szewc z Lichtenrade to dziesięć, częściowo powiązanych ze sobą opowiadań. Kluczą one między fantastyką, kryminałem, pamiętnikarstwem i powieścią obyczajową. Wiążą je postaci głównych bohaterów. W części z nich pojawia się archeolog Tomasz Olszakowski, gdzie indziej doktor Skórzewski bądź antykwariusz Piotr Strom. Każdy z nich jest zaś alter ego autora., a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Zbyt wiele poszlak znajdziemy treści, by ten trop odrzucić. Czy to ważne? Owszem, ponieważ daje nam nowe drogi interpretacji.

A więc pojawiają się postaci znane już czytelnikowi. Sporo też odniesień intertekstualnych… Padają pewne liczby, kilka haseł, które tylko znawcom tej twórczości mogą coś nie coś dopowiedzieć i wzbogacić recepcję nowego zbioru. Sam pewnie kilku smaczków nie dostrzegłem ale nawet odkrycie tych bardziej wyrazistych, tych które autor celowo uwypuklił cieszy i pobudza do myślenia. Czy podpowiedzi, ślady i tropy celowo tam zostawiono? Zastanowić się trzeba czy Pilipiuk zrobił tak dla „hecy” czy też część z nich rzeczywiście, „na poważnie” coś znaczy.
Jest bowiem w tym zbiorze coś, z czym się jeszcze nie spotkałem. Z jednej strony bardzo mnie to fascynuje, a z drugiej troszkę niepokoi… Otóż odniosłem wrażenie, że Pilipiuk przelał na karty opowiadań coś więcej niż kilka „grafomańskich” zdań i kropel atramentu. To nie są te same teksty co historie Jakuba W., coś innego niż w przypadku Oka.... To teksty o wiele bardziej osobiste, a przynajmniej część z nich taka jest. Są głębsze, stonowane, subtelne nawet, a nie siermiężne i dynamiczne jak większość poprzednich. Brak tu przaśnego, mocnego humoru. Jest to wszystko jakby trochę mgliste, przesłonięte wilgotną zasłoną marznącej mżawki. Co jakiś czas we mgle miga nam coś znajomego, a czego się nie spodziewamy.
Owszem, nie brakuje tu jego klasycznych „form”, historii o uszczypliwym wydźwięku, jak choćby znane z antologii Strasznie mi się podobasz opowiadanie Wunderwaffe (swoją drogą jedne z najlepszych w tamtym zbiorze) czy Tajemnica Wyspy Niedźwiedziej ale niemal cała reszta wprawiła mnie w spore zakłopotanie.
Choć czyta się to wszystko w tempie ekspresowym i cały zbiór można opanować w ciągu 5-6 godzin, to coś tutaj permanentnie dociąża te teksty. Coś, co sprawia, że wyczuwamy drugie dno, pewnego rodzaju rozrachunek… może hołd dla archeologii (wielu bohaterów to archeolodzy lub miłośnicy „staroci”). Nie wiem. Ale czuję podskórnie, że wiele pracy, potu i odwagi kosztowała autora niemal każda strona tego zbioru. Kto wie, czy autor nie zechce przypadkiem zająć się czymś więcej niż tylko literaturą popularną…
Z innej beczki, prawdę pisał niedawno Rafał Dębski o tym, że autor Oka jelenia dalej jest w świetnej formie. Całkowicie się z tym zgadzam. Choć wiemy o czym i o kim czytamy, znamy postaci, ba, nawet część sytuacji…, to mamy też – trochę paradoksalnie – odczucie świeżości materiału. Nie będę truł, że to dzieło epokowe, ale jak najbardziej warte uwagi i to nie tylko chwilowej.

Jeśli ktoś chce poznać autora nieco bliżej, jest na tyle bystry, że podejmie się próby dostrzeżenia prześwitów i wyrw w pozornie „rozrywkowej” treści to zapraszam do lektury. Ci, którzy sięgają tylko po pierwszą warstwę tekstu i nie do końca się w jego wiersze zagłębią też nie powinni czuć się zwiedzeni.



Autor: Andrzej Pilipiuk
Tytuł: Szewc z Lichtenrade
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2012 (4 lipca)
Gatunek: Opowiadania

Ocena – 10/10

·        za egzemplarz serdecznie dziękuję Fabryce Słów

Literacka Kanciapa

Komentarze

  1. Mimo tak zachęcającej recenzji i oceny raczej sobie daruję. Za Pilipiukiem jakoś nie przepadam, czytałam tylko Wędrowycza i na razie mi starczy :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pilipiuk jest ok;)

    ale trzeba czytać z przerwami, bo w innym wypadku męczy.

    Tu - zupełnie odmiennie niż u Jakuba :P

    Ot lektura na dlugą podróż, by nie zasnąć, ani się nie nudzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wędrowycz to wizytówka Pilipiuka, jego opowiadania bezjakubowe jednak, moim zdaniem, powinny zasiąść na czele, gdyż to w nich odnajduje kunszt, zaciekawienie i talent:)

    zapraszam do mnie!
    http://imunimum.blogspot.com/2013/08/andrzej-pilipiuk-szewc-z-lichtenrade.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem, zobaczyłem, przeczytałem ;)
    Zgadzam się w zupełności ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz