To ciekawa
książka. Lekka, zwiewna, a równocześnie cierpka i ciężka do zaakceptowania. Ta
pozornie błacha historia ma, jak to zwykle bywa, drugie dno. Warto zaczerpnąć
więcej powietrza i do niego podpłynąć. Przy okazji, zostać tam chwilę, by
dokładniej się przyjrzeć.
Choć
początkowo fabuła wydaje się niezbyt oryginalna. Pozwolę sobie zacytować opis z
czwartej strony okładki:
Emily Neale mieszka wraz z ojcem na
przedmieściach Mexico City. Kolekcjonuje historie kobiet – morderczyń. Z
wycinków prasowych, tworzy katalog zbrodni. Zadziwia wiedzą na temat świętych.
Wychowywała się bez matki, która pewnego
dnia zniknęła bez śladu, w trakcie zakupów na hałaśliwym targu. Dzieciństwo
minęło jej wśród encyklopedii i leksykonów. Troskliwy ojciec starał się
zastąpić oboje rodziców, a przełożona sierocińca pod wezwanie Świętej Róży z
Limy – Siostra Agata – delikatnie i czułością wspomaga go w tym zadaniu
Kiedy przed drzwiami jej stuletniego domu
staje kuzyn Santiago… wyznania miłosne stają się błogosławieństwem i klątwą
równocześnie.
Poczuj meksykańskie słońce, zobacz kolory
pełne jaskrawego oddychaj zapachem melonów…
To opowieść o
poświęceniu się słusznej sprawie. Uczy nas tego, by nie zapominać o innych,
słabszych, młodszych, chorych, brzydszych. Że każdy zasługuje na uczucie. I że
nie zawsze sam jest sobie „żeglarzem, serem, okrętem”.
Doskonałym
przykładem jest Siostra Agata, dobra, skromna kobieta. Choć po jej posturze
(jest niezwykle wysoka) nikt delikatności się nie spodziewa, zakonnica stanowi
esencję serdeczności. Dobroć, jaka się z jej wylewa jest nieskończona. Kurek
zakręci się dopiero po jej śmierci.
Główna
bohaterka, której Agata jest życiową przewodniczką, stara się ją naśladować.
Gdy pojawia się w jej domu mężczyzna, który usiłuje ją adorować… a na dodatek
jest z nią spokrewniony, dotychczasowa ścieżka życiowa staje się coraz bardziej
pokrętna… Do czasu, aż odkrywa tajemnicę sprzed lat. Ta zaś doprowadzi do
tragedii…
Motyw
kazirodczy poruszony na kartach powieści jest jednym z ważniejszych. Detabuizuje
go nieco, choć, właściwie przesuwa jedynie granicę, w jakich można się
poruszać. Akt pozostaje tak samo zakazany jak był. A taki owoc jest, w całej
swej tragiczności, kuszący.
Również inne
motywy, co jakiś czas zdobywają pozycję dominującą: samotność, zagubienie,
zdrada, inicjacja… Cielesność. Istotne jest to, że historia dotyczy przede
wszystkim kobiet. Wokół nich krąży wszystko, co dzieje się książce.
Powieść
Clement staje się więc przypowieścią. Umoralniającą historią o zakazanym
uczuciu, w którym, wbrew zapewnieniom Santi’ego – sporo jest złego. Choć zawsze
i wszędzie będzie ono towarzyszyć człowiekowi.
Lekki język,
styl narracji i dynamiczna akcja sprawiają, że Trucizną mnie uwodzisz czyta się niezwykle szybko. Akcja nie pędzi
na łeb nasz szyję, ale nim się spostrzeżemy, połowa jest już za nami.
Mimo bardzo szybkiego rozwoju
akcji, postaci są wyraziste. Dość szybko zaprzyjaźniamy się bohaterką,
współodczuwamy z siostrą Agatą, a antypatię kierujemy ku namolnemu kuzynowi.
Choć granica między dobrem, a złem nie jest aż tak wyraźna.
Ciekawym pomysłem
są wstawki z notatek głównej bohaterki. Jak wiemy, interesuje się ona historią
morderstw, życiorysami przestępczyń… Te oto ciekawostki „umilają” nam lekturę
powieści Jennifer Clement, odrywając nas od nieco ckliwej choć poważnej treści.
W wyniku połączenia
wszystkich wymienionych elementów, zgodnych czy sprzecznych ze sobą,
otrzymujemy intrygującą, nieco banalną i przewidywalną powieść. Książkę
napisaną sprawnie, barwnie i z pomysłem. Taką, która rozwieje nudę, pozwoli
odpocząć, ale i pomyśleć chwilę.
Dacie się
uwieść?
Tytuł: Trucizną mnie uwodzisz
Autorka:
Jennifer Clement
Wydawca: DomWydawniczy Mała Kurka, 2012 (któremu serdecznie dziękuję za
egzemplarz do
recenzji!)
Stron: 207
Gatunek:
Proza/ Powieść obyczajowa
Komentarze
Prześlij komentarz