Recenzja: L. Troisi: Królestwa Nashiry. Marzenie Talithy (Zielona Sowa, 2012)





Zielona Sowa nigdy nie kojarzyła mi się z literaturą fantasy. Raczej ze słownikami, jestem bowiem dumnym posiadaczem Słownika wydawców obcych, który wydała właśnie ta oficyna. Ewentualnie z książkami dla dzieci. Okazuje się jednak, że literatura popularna, przeznaczona dla nieco starszych czytelników – powoli zapełni księgarnię Sowy.

Okładka najnowszej publikacji: Królestwa Nashiry. Marzenie Talithy, nieco odstrasza swą banalnością i jaskrawością. Nie zapominajmy jednak, że nie to jest podstawą do oceny treści w niej zawartej. A ta jest ze wszech miar godna uwagi.

Licia Troisi, znana już czytelnikom z Kronik świata wynurzonego prezentuje swoje najnowsze dzieło. Samo jej nazwisko, dla wielu, stanowi gwarancję jakości. Ja, przyznam szczerze, z jej twórczością zetknąłem się po raz pierwszy. Jakie mam na ten temat zdanie?

Bardzo pozytywne. Owszem, jak to w fantastyce bywa, niewiele jest tu rzeczy, które się nie powtórzyły. Pomysł na fabułę jest dość prosty – W świecie, gdzie niesprawiedliwość społeczna i niewolnictwo wiodą prym, gdzie podział na rasy i kasty uniemożliwia funkcjonowanie pojęcia „wolność”, fundamenty rzeczywistości zaczynają się chwiać. Okaże się bowiem, że rzeczywistość jaką znają mieszkańcy Nashiry, może ulec zagładzie. Odkrywa to córka bezdusznego władcy, który za nic ma otaczający go lud. Talitha, bo tak brzmi jej imię, będzie musiała zmierzyć się z nie lada wyzwaniem. Konieczny będzie bund przeciwko panującemu porządkowi. I niewielu uwierzy jej, że nie powoduje nią kaprys lub głupota.

Banał prawda? Też tak sądziłem, dopóki mój wzrok nie spoczął na kartach powieści. Okazało się bowiem, że ta prosta w gruncie rzeczy historia, porwała mnie ze sobą na kilka godzin, sprawiając, że zapominałem o bożym świecie.

Wciągająca, dynamiczna, pełna nagłych zwrotów akcji cieszy oko po lekturze nieco spokojniejszych, wymagających głębszej analizy, tekstów Yossa i Joanny Bator. To powinna być nie lada gratka, nie tylko dla fanów Licii Troisi, ale przede wszystkim dla tych, który uwielbiają akcję pędzącą na łeb na szyję. 

Tutaj nie sposób się nudzić. Prędkość, z jaką rozwija się fabuła sprawia, że na przestrzeni paru stron, obserwujemy kilka potyczek (w tym słownych), zabawnych i mrożących krew w żyłach sytuacji oraz … sporo tego. I każdy w tym rogu obfitości znajdzie coś dla siebie.

Do bohaterów, jakich mamy okazję poznać, dość szybko się przywiązujemy. Czujemy to, co oni, razem z nimi walczymy, przemierzamy pustynie i górskie szlaki. Są wyraziści i dość precyzyjnie skonstruowani.

Nie ukrywam, że lekka schematyczność powieści może nieco zmęczyć. Szczególnie tych, którzy oczekują absolutnej świeżości… Tym, od razu powiem, że to nie jest możliwe. A jak walczyć z poczuciem wtórności? Nawet delikatnym…? Jest na to rada. Należy wyłączyć uszczypliwe myślenie i dobrze się bawić. W oczekiwaniu na kolejną część, bo autorka serwuje nam otwarte zakończenie, można się przerzucić na ciut „ambitniejsze” lektury.

Na chwilę obecną, wolę się jednak relaksować przy lekturze powieści pani Troisi. Polecam i Wam, Drodzy Czytelnicy.

Autor: Licia Troisi
Wydawca: Zielona Sowa (Za egzemplarz rec. serdecznie dziękuję!)
Stron: 400
Gatunek: Powieść/ fantastyka

Ocena: 8/10

Krzysztof Chmielewski



Komentarze