Republika, miejsce niegdyś znane jako
zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, jest uwikłana w wieczną wojnę ze swymi
sąsiadami, Koloniami. Piętnastoletnia June, urodzona w elitarnej rodzinie w
jednej z najbogatszych dzielnic Republiki, jest wojskowym geniuszem. Posłuszna,
pełna pasji i oddana ojczyźnie, jest wychowywana na przyszłą gwiazdę
najwyższych kręgów Republiki. Również piętnastoletni Day, urodzony w slumsach
sektora Lake, jest najbardziej poszukiwanym przestępcą Republiki, ale kierujące
nim motywy wcale nie są tak podłe jak by się mogło wydawać. Pochodzący z dwóch
różnych światów June i Day nie mają powodu, by się spotkać, aż pewnego dnia
brat June, Metias, pada ofiarą morderstwa, a Day staje się głównym podejrzanym.
Wciągnięty w śmiertelną zabawę w kotka i myszkę, Day ucieka, próbując
jednocześnie uratować swą rodzinę, a June desperacko usiłuje pomścić śmierć
brata. Zbieg okoliczności sprawia, iż oboje odkrywają prawdę o wydarzeniach,
przez które połączyły się ich losy. Dowiadują się też, że ich ojczyzna gotowa
jest sięgnąć po wszelkie dostępne środki, by zataić sekrety. Oszałamiająca
pierwsza powieść Marie Lu, pełna akcji, napięcia i romansu, bez wątpienia
wciągnie i poruszy każdego czytelnika. Cytat ze strony:
RECENZJA:
Zazwyczaj,
gdy media euforycznie piszą o jakiejś powieści, że „wciąga od pierwszej
strony”, „czyta się zapartym tchem”, lub
wieszczą objawienie nowego geniuszu, śmieję się do rozpuku… Tym razem, zwijam
pod siebie ogon i coś czuję, że złego słowa już o takich zapowiedziach nie
powiem. No, dobra, może powiem. Na pewno powiem… Ale będę się dwa razy
zastanawiał.
Debiut
literacki Marie Lu – Legenda. Rebeliant,
wkroczył na polski rynek wydawniczy pod egidą oficyny, nie do końca kojarzonej
z tego typu książkami. Zielona Sowa bierze się od pewnego czasu za fantastykę.
Pojawiła się już najnowsza powieść Licii Troisi, bardzo dobra z resztą, a teraz
otrzymujemy wysokogatunkowe militarne s-f.
Niecałe
trzysta stron powieści dostarczyło mi nie lada emocji. Najpierw powątpiewanie,
gdy zerkałem a opisy z okładki, potem zauroczenie, gdy udało się kilkanaście
stron niedbale przerzucić, na koniec zaś – fascynację, bo oto pojawiło się coś
godnego uwagi.
Nie będę
ukrywał, że to klasyczna historia, motyw, nawet bohaterowie… Ale z niewiadomych
przyczyn, porywają w swe objęcia…
Powieść
rzeczywiści wciąga od pierwszych stron. Fabuła, choć schematyczna i nie-nowa na
tym polu literackim (podobne historie tworzył m.in. Conor Kostick, w Trylogii Avatarów), opracowana jest z
polotem, wyczuciem, charyzmą oraz niebywałą precyzją (wybaczcie rym…). To
niezwykle istotne. Wspomniałem już, że powieść liczy sobie jedynie 300 stron, a
to, wbrew pozorom niewielki rozmiar na tak rozbudowane opowieści. O ile pomaga
w rozwoju dynamiki akcji, która dość szybko musi się w ograniczonej przestrzeni rozegrać, to utrudnia pogłębienie
psychologiczne postaci. Tu tego nie brakuje. Co jakiś czas wprowadzane są
intro- oraz retrospekcje, odkrywające nam kolejne elementy z życia Juno i Daya…
O czym
opowiada nam Marie Lu? Nie tylko o burzliwych losach dwójki młodych ludzi,
którzy, tylko pozornie, stoją po dwóch stronach barykady. Opis jest nieco
mylny, sam początkowo myślałem, że dostanę właśnie historię konfliktu. Okazuje
się, że autorka, w drugim planie rozpościera nam panoramę świata chylącego się
ku zagładzie. Wizja, niczym z Nowego,
wspaniałego świata czy Equilibrium
stanowi ostrzeżenie przed nadmiernym ingerowaniem w sprawy społeczeństwa.
ścisła kontrola urodzeń, umiejętności i wartości bojowych ludności… Podział na
kasty… Propaganda pro-wojenna, kult siły i brak trzeźwego spojrzenia na
sytuację kraju…, Zachwianie niezawisłości sądów… Ameryka przyszłości, wojna
secesyjna kolejnego stulecia, to niepokojący obraz tego, co nas spotka, gdy
zaprzepaścimy idee humanitaryzmu, demokracji i pluralizmu społecznego. Gdy idea
nadczłowieka, znów przejmie pałeczkę… To jednak wizja poboczna, wyłaniająca się
z dynamicznej, pędzącej na złamanie karku fabuły pierwszoplanowej.
Debiutancka
powieść Marie Lu nie jest też pozbawiona wad. Co to, to nie, choć nie ma ich aż
tyle… mnie osobiście irytowały wątki miłosne, których, niestety, nie dało się
uniknąć. O ile mam świadomość tego, że są jakby stałym elementem wyposażenia,
to jestem przeciwnikiem wciskania ich na siłę. I kilka takich wpadek udało się
autorce zaliczyć. Jest tam kilka nieadekwatnych do sytuacji zdań, które burzą
nastrój chwili… Na szczęście nie ma ich zbyt wiele i powieść dalej biegnie
stałym, karkołomnym tempem.
Polecam tym,
którzy lubią dobre s-f. I czekam na kolejny tom.
Tytuł: Legenda:Rebeliant
Autorka Marie
Lu
Stron: 299
Gatunek:
Powieść/ SF/ Sensacja
Wydawca:
Zielona Sowa. Serdecznie dziękuję wydawcy za egzemplarz do recenzji!
Ocena: 8/10
Krzysztof
Chmielewski
pozycje mam na liście, ale kiedy ją przeczytam nie mam pojęcia :)
OdpowiedzUsuńPolecam;) Ja mialem wielkie obawy, bo opisy promocyjne są straszne. Ale okazalo się, że mocno mnie wciągnęło;)
OdpowiedzUsuń