Ta recenzja
będzie chyba jedną z krótszych. Z kilku powodów. Po pierwsze – brak czasu, po
drugie – brak chęci, bo ile można łajać. Po trzecie, łączące się drugim,
zirytowała mnie ta powieść niezmiernie. Ale że już dwa tygodnie zwlekam z
publikają… Pora brać się za robotę.
Przyznam, że
jednak recenzenci się nie mylili, gdy krytykowali, i to dość solidnie pana
Kossaka. Cieszę się, że dane mi było najpierw przeczytać jego drugą powieść (Zajazd), bo po lekturze Mon(s)tera, raczej nie miałbym ochoty na
kolejna porcję jego literackich popisów.
Fakt, debiut,
więc można być nieco pobłażliwym (szczególnie gdy nie jest się tzw.
profesjonalnym krytykiem… ale taki nie zostawiłby raczej suchej nitki… ale i ja
trochę autora poturbuję), ale są pewne granice.
Po pierwsze, co
strasznie denerwuje i dziwi zarazem, opis z okładki jest niewiarygodnie mylący.
Spodziewałem się porządnej dawki grozy (lub kryminału). Miało być mrocznie,
krwawo i tajemniczo. Owszem, jest tu wątek zabójstwa, bestialskich tortur i
zwierzęcej niemal przemocy. Ale wszystko to tonie w erotycznych, ba,
pornograficznych scenach z udziałem wszystkich niemal bohaterów powieści.
Kilkaset
stron maniakalno-seksualnych dywagacji. Co kilka stron ktoś kopuluje, z kimś,
lub sam ze sobą. Dostajemy miłość klasyczną, hetero- i homoseksualną,
pedofilię, zoofilię… nawet zmarłym autor nie przepuszcza. Skąd to się bierze?
Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.
W Zajeździe Kossak się opamiętał. Druga
powieść jest o wiele bardziej świadoma i stonowana. Swoją drogą, wspominam ja
ciepło i polecam Czytelnikom. Tu jednak wodze fantazji puszczono zupełnie.
Tylko nie wiem po co, bo doszczętnie zniszczyły dobry pomysł na fabulę.
Element
kryminalny opracowany jest bowiem dość ciekawie. Tu autor przejawia ogromny
talent. Zawsze kiedy udało się doczłapać do tych fragmentów, krew zaczynała
szybciej krążyć w żyłach. Niestety, szybko rozbieg się kończył i dostawałem
kolki… a autor znów wrzucał jałowy bieg.
Wszechobecna
przemoc, rozwiązłość (przede wszystkim) i przesadnie często stosowane wulgarne
słownictwo, czynią z Mon(s)tera wybryk
literacki o irytującym i nużącym charakterze. Autor nie potrafi okiełzać
chorych fascynacji (bo jak inaczej wyjaśnić przesycenie tym wszystkim?). Do
tego trzeba dorzucić sztywne dialogi, powtarzalność sytuacji, niepewność i
niespójność językową oraz (częściowo) fabularną. Gubi się Pan Kossak w tym co
pisze. Nie do końca można się połapać, o co w tym wszystkim chodzi. Ciężko
przebrnąć przez pierwsze dwieście stron, a jest ich o wiele więcej.
Jeśli mam być
absolutnie szczery – nie polecam tej powieści. Uważam jednak, że na Zajazd, drugą powieść tego autora, warto
zwrócić uwagę. Prezentuje bowiem tzw. poziom druku. Bezapelacyjnie. Mon(s)ter jednak – to nieudany
eksperyment.
Tytuł:Mon(s)ter
Autor:
Sebastian Kossak
Stron: 680
Wydawca:
Warszawska Firma Wydawnicza
Ocena: 2/10
Dziękuję
Warszawskiej Firmie Wydawniczej, za egzemplarz do recenzji.
Krzysztof
Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz