Zacznę od
tego, że w roku 1878, dokładnie od 12. stycznia, kiedy to w Budapeszcie,
stolicy Węgier, rodzi się Ferenc Neumann. Bardziej jednak kojarzymy go pod
nazwiskiem Ferenc Monar. Nie znam jego twórczości.. Oprócz jednej pozycji…
Napisał ok.
1906 roku książkę, której tytuł tłumaczyć można bezpośrednio jako: Chłopcy z ulicy Pawła. Ulica ta,
przylegała jednak do pewnego placu… i tak narodziło się, w 1919 roku, I wydanie
polskie Chłopcy z Placu Broni.
Tłumaczyła je Janina Mortkowiczowa. Znana m.in. z przekładów książek o Doktorze
Dolittle.
Pamiętam jak
przez mgłę, że czytałem to w szkole podstawowej… Jeszcze przed Potterem, który zaraził mnie literaturą.
Wiem jednak, że powieść podobała mi się, ugrzęzła w pamięci, bo kupiłem ją
kilka lat później… w roku 2010. Za ile i gdzie nie powiem. Ale opłacało się.
I dorwałem
się po raz kolejny do jej treści. Była cudowna, magiczna, zniewalająca… Tak bym ją określił.
I wcale nie
dla dzieci…Oczywiście wojny pomiędzy Czerwonymi Koszulami, a tytułowymi
Chłopcami są… analogicznie, obecne wszędzie… Młodzieńczy patriotyzm lokalny… Ale
jest tu coś takiego co sprawia, że i pełnoletnim czytelnikom krew się burzy, a
na kolanach wykwitają dawno zasklepione rany i strupy po osiedlowych bitwach w
obronie piaskownicy, drabinek czy huśtawek…A z mojego podwórka ktoś notorycznie
coś podkradał…
Scena, kiedy
Feri Acz każe małemu Ernestowi wejść do wody, albo, gdy bracia Pastorowie
zabierają młodszym szklane kulki są jakby odzwierciedleniem odwiecznej walki
młodszych ze starszymi. Tej szkolnej fali, kiedy to każdy pierwszak bał się uczniów
z klas siódmych i ósmych. To obraz odwiecznego porządku szkolnego... Sam go w
szkole podstawowej przeżyłem, gdy przemykałem piętrami tuż przy ścianie, by
starsi mnie ni dostrzegli. Dziś, chyba, jest nieco spokojniej.
Wreszcie
bitwa o Plac Broni, Barabasz walczący jak lew, dzielny Boka i mały Nemeczek,
który przybywa z odsieczą, a potem umiera na nieleczone (z biedy) zapalenie
płuc…
I kiedy w
końcu okazuje się, że poległ na marne, bo na placu postawili blok, a chłopców
przegoniono.
To piękna,
wzruszająca i okrutna zarazem książka. Opowieść o wielkiej odwadze, o
poświęceniu, honorze, wspaniałej zabawie, której oddaje się całe serce… o walce
za ideały… Na śmierć i życie. O
nieubłaganym dorastaniu, zderzaniu się z murem rzeczywistości, o tym, że nie
tylko zabawa się liczy. O bezwzględności świata…
Mam tylko
nadzieję, że Chłopcy z Placu Broni
dalej są obecni w spisach lektur szkolnych.
Krzysztof
Chmielewski
z calym szacunkiem ale nie zbiedy umarl Nemeczek ale z tego ze w 1906 roku nie znano penicyliny , gdy sie pisze takie rzeczy należy najpierw zaglebic sie dobrze w czas i miejsce akcji .. znac nieco historii.....ludzie tamtych czasow bali sie przeziebienia bo ono prowadzilo do zapalenia pluc i to na ta chorobe nie znanao lekarstwa....
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że i z biedy i z braku leków. . Ludzi chorowali i umierali. Ale nie wszyscy. Jeśli ktoś miał dobrą opiekę, odpowiednią dietę, ciepło w domu... Książkę czytałem juz dawno więc nie wszystko mogę pamiętać. Może i masz rację nieznajomy/nieznajoma.
OdpowiedzUsuńBrawa dla autora. Chyba pierwszy wpis na temat 'Chłopców...' inny niż banały typu 'uniwersalna, ponadczasowa, wspaniała, przeczytałem, podobała się'. Pozdrawiam, Jan Paweł Sadowski (żeby nie było, że anonimowo).
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Staram się pisać w sposób "nieszablonowy". Widzę, że chyba mi to czasem wychodzi.
UsuńPozdrawiam
Krzysztof Chmielewski
Drobiazg. A co do biedy, oczywiście że tak. W końcu krawiec musiał skończyć zamówiony garnitur, żeby mieć pieniądze na trumienkę. A tak nawiasem, polecam film 'Chłopcy z placu Broni' Zoltana Fabriego. J.P.S.
UsuńFilm znam ;) Choć widziałem dobrych kilka lat temu. Będę musiał go sobie przypomnieć.
UsuńPozdrawiam