Recenzja I "Zwał" Słąwomir Schuty. Wyd. W.A.B. (z mormegil.bloog.pl, opublikowana 13.07.11)

Pierwsza recka, z  13.07.11  poprzedniego bloga.




Istnieją w polskiej literaturze książki, po których przeczytaniu człowiek czuje się jakby dostał w mordę. Nie dlatego, że są dobrze napisane, że są śmieszne albo kontrowersyjne, ale dlatego, że tym co jest w nich zawarte automatycznie pozwalają na autorefleksję oraz utożsamienie się z głównym bohaterem, a nie jest to postać przeciętna. Nie chodzi również o wzorce osobowe a`la Żeromski czy Prus, choć też o przykłady uniwersalne. Świat przedstawiony w tego typu książkach jest do bólu mimetyczny, zawiera w sobie cały ferment i głupotę współczesności, dosadność i zakłamanie, natłok wrażeń oraz totalny dekadentyzm.



Powieść Zwał Sławomira Shutego to coś na kształt literackiego Dnia Świra w reżyserii Koterskiego. Mirek, tak jak Adaś Miałczyński jest sfrustrowanym życiem wyrobnikiem kapitalistycznej korporacji, a równocześnie znudzonym, zwyczajnym, przepracowanym i rozczarowanym swoją egzystencją facetem.

Nasz „Kefajstos” na co dzień pracuje w banku. Nie ma większych perspektyw ani ambicji. Jego główne rozrywki to filmy porno, erotyczne chaty w godzinach pracy, nudzenie się i zażywanie różnych środków odurzających. Co jakiś czas budzi się na tzw. zwale – ostrym psychofizycznym kacu. W dni wolne spowodowanym przepiciem, a w powszednie życiem. Jego główne czynności życiowe to odżywianie się, picie, przymilanie się do klientów i znienawidzonej szefowej, następnie obmawianie ich za plecami, a na koniec głębokie w gruncie rzeczy, rozmyślania na temat współczesnego świata.



Ksiązka ta odniosła spory sukces na polskim rynku literackim. Jest swoistą biblią antyglobalistów, anarchistów, wszelkiego rodzaju outsiderów i osób uważających współczesną kulturę popularną za badziewie. Jest tak chyba dlatego, że została napisana w sposób szczególny, jako coś w rodzaju pamiętnika poplątanego z powieścią filozoficzna. Taki młodzieżowy, nieco wulgarny strumień świadomości wzmocniony białą kreską czy skrętem. Pamiętnik to bardzo gorzki, ironiczny, szyderczy, choć czasem odnosi się wrażenie, że przesadzony w stwierdzeniach jakie zawiera. Mirek – Adaś to taki współczesny Józef K, a właściwie Józio. Upupiony, z zakazaną gębą przeciętniaka, skazany na chaos, który sam sobie tworzy. W pewnym sensie oczywiście, bo teoretycznie to system odpowiada za jego życiowe niepowodzenia. Ten everyman, każdy z nas, stanowi esencję dzisiejszego społeczeństwa. Konsumpcjonizm, dwulicowość, lenistwo, ekshibicjonizm, postępująca paranoja spowodowana przepracowaniem, nieustannym poniżeniem i brakiem optymistycznych prognoz na przyszłość zawodową i prywatną. Ktoś, kto nie widzi tego typu cech we współczesnym świecie i nie wczuje się w sytuację bohatera, raczej nie pochwali tej książki.



Oprócz oczywistego ataku na kulturę masową, braku zgody na zunifikowanie wszystkich ludzi, pojawia się jedna rzecz, która gryzie – jest nią przesada, ale i wołanie o pomoc. Do wszelkich oznak niezadowolenia i buntu dochodzi cos co napisał kiedyś Rafał Wojaczek w wierszu Prośba. „ Dać mi miotłę, bym zamiótł publiczny plac […] A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił/I potem rzygał bo poetów należy usuwać”. Mirka boli jego bezproduktywność, to, że od poniedziałku do piątku haruje jak wół, nieustannie poprawiany i krytykowany, kłuje go wrodzony brak samodzielności, słomiany zapał i nałogi. Jak przystało każdego buntownika, drażni go cały świat. Chciałby coś z tym zrobić, ale nie potrafi się zmusić. W końcu, doprowadzony do ostateczności posuwa się do zbrodni, a następnie, prawdopodobnie strzela sobie w gardło. Finito. Odejdźmy więc od fabuły, bo nieco pokręcona się zdaje.



Powieść Shutego jest interesująca nie tylko dlatego, że stanowi pouczające studium nad psychiką współczesnego przeciętniaka. Nie tylko dlatego, że pozwala zastanowić się nad samym sobą, a często stwierdzić, że to równie dobrze może być książka o nas.

Ktoś kiedyś napisał, że nie podobają mu się utwory, w których roi się od wulgaryzmów. Ja u Shutego widzę niezwykle skomplikowane i wysmakowane, choć mam wrażenie, że i improwizowane konstrukcje językowe. W powieści tej aż gęsto jest od intertekstualnych odniesień do literatury, filmu, sztuki i religii. Utarte powiedzonka, schematyczne zachowania i młodzieżowe odzywki wzbogacone o nowe konteksty epatują zwątpieniem jakie ogarnęło bohatera, a zapewne i jego twórcę. Świadczy to o sporej erudycji autora, a nie tylko o jego pesymistycznej ocenie świata. To byłoby za proste. Oczywiście zwrócenie naszej uwagi, na paradoksalność kraju w którym żyjemy, jego macdonaldyzację i cocacolonizację, wyścigi szczurów i problemy niższych, nieuświadomionych klas społecznych, które i tak mają wszystko gdzieś, to główne przesłanie. Ale już sam sposób pisania warty jest sporej uwagi. To powieść dla ludzi, którzy mają pewien zasób wiedzy. Głównym powodem niezrozumienia jej, przynajmniej częściowego, jest właśnie brak abstrakcyjnego myślenia i zrozumienia połączeń między Zwałem, a utworami czy hasłami do jakich się odnosi.



Nie wystarczy być też uprzedzonym do masowości, postindustrialnego i postmodernistycznego świata, by moc po nią sięgnąć. Nie jest to chyba jedyna grupa docelowa autora. Chodzi bardziej o to, by wywołać swoistą dyskusje na temat współczesności, zastanowić się nad sobą i otoczeniem, nad swoim życiem, codziennymi czynnościami, przyzwyczajeniami i relacjami jakie nas łączą z innymi ludźmi.



Jak każda książka, która porusza motyw everymena, tak i Zwał stanowi pozycję godną przeczytania. Nie trzeba od razu ustawiać jej jednym rzędzie z Ferdydurke czy Procesem, ale na pewno nie można o niej powiedzieć, że nie jest interesująca. Zarówno jej unikatowość, szum medialny i poruszenie w środowisku literackim jaki wywołała ta pozycja, mogą zachęcać, jak i odstraszać potencjalnych czytelników. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni, więc czemu by nie spróbować?





Autor: Sławomir Shuty
Tytuł: Zwał
Wywadnictwo: W.A.B. , seria Archipelagi
Rok wydania: 2004

Komentarze