Zaproszenie do "Domu na Wyrębach". Recenzja debiutanckiej powieści Stefana Dardy.

Na okładce adnotacja: „Powieść utrzymana w klimacie prozy Stephena Kinga”. Propozycja kusząca i niebezpieczna zarazem, bo nie wiadomo, czy zetknąć się można z inspiracją, plagiatem lub tylko nieudolnym naśladownictwem… Okazuje się jednak, co niezmiernie mnie uradowało, że to twórca autonomiczny, błyskotliwy i obdarzony darem opowiadania.

Klimat „Stephena Kinga” odnosi się raczej do samego budowania dzieła, do konstrukcji narracji, tego swoistego, tak uwielbianego przez wszystkich stopniowania napięcia. Bo od pierwszych stron, choć niewiele tu zdarzeń mrożących krew w żyłach, nie można się oderwać. I choć nasz rodzimy autor Amerykanina pobić nie zdołał, to jego pierwsza powieść (wydana w 2008 r.) jest czymś, co miłośnikom literatury grozy dało się we znaki. Pokazało, że na rynku pojawił się kolejny ciekawy gracz. A fakt że od czasów Domu ukazały się jeszcze trzy powieści (a czwarta w drodze), dowodzi tylko tego, że Darda wpisał się na stałe w obecny rynek wydawniczy.


Moja przygoda z horrorem jako takim zaczęła się kilka lat temu, gdy dorwałem się do kilkudziesięciu tomików sygnowanych znakami PhantomPress i Amber, a które leżakowały na domowej półce, czekając na lepsze czasy.  W roku 2012 miałem okazję zetknąć się z polską sceną. Z zaledwie kilkoma opowiadaniami, dwiema powieściami Sebastiana Kossaka (pierwszej czytać się nie da, druga jest więcej niż przyzwoita), jednak czegoś mi brakowało. Nigdy nie było czasu na to, by sięgnąć po Orbitowskiego, Kańtoch czy resztę „groźnej” ferajny. Teraz to nadrabiam, a podziękowania ślę do kolegi z Książnicy Beskidzkiej, który mnie na spotkanie z Dardą zaprosił.

 To wąski zakres twórczości, nisza, jeśli chodzi o polską scenę literacką, tym bardziej trzeba się nim zająć. W chwili, gdy ten tekst powstawał, zabierałem się powoli do Czarnego wygonu (Darda). Czy okaże się tak dobry (a może lepszy?) niż pierwsza powieść – niebawem się dowiecie. Tymczasem, wracajmy do recenzji…

Zacząć należy od tego, że powieść grozy ma swój schemat. Właściwie to niemal każdy gatunek literatury pięknej go posiada. Jednak, co często powtarzam, ważne jest przede wszystkim to, jak się pisze, a nie o czym.

Darda potrafi zainteresować czytelnika. Niczym wytrawny gawędziarz ogniskowy snuje opowieść, która od pierwszych chwil otula nas czymś, z czego nie sposób się wyrwać. Gubimy się w tej mgle, po omacku szukając drogi ucieczki. Przemy więc naprzód. Od początku do końca Dom na Wyrębach jawi się jako pewne terra incognita. Choć pewne elementy i zabiegi fabularne są przewidywalne – wszak horror rządzi się schematem – nie zmienia to faktu, iż z trudem odrywałem się od lektury i wracałem do codziennych zajęć. W takich chwilach żałuję, że nie płacą mi za czytanie książek.

Realia niewielkiej, zagubionej w lasach osady pobudzają wyobraźnię. Ciemna puszcza, w której łatwo się zagubić, okolica owiana złą sławą, mroczna legenda przekazywana przez mieszkańców poruszają za linki, które każdy fan historii niesamowitych ma gdzieś w sobie. Podejrzewam, że każdy, kto nie pozbawiony jest bujnej wyobraźni da się omotać. Tak jak ja.

O tym, że był to debiut udany, świadczy nie tyle nominacja do nagrody im. Janusza Zajdla, ale przede wszystkim fakt, że pojawiło siew II wydanie. Nakład podobno dość szybko się wyczerpał, co nie dzieje się często w kraju nad Wisłą.

Jeśli ktoś szuka dobrej polskiej grozy, sprawnie napisanej, z polotem, swobodą i dobrze ulokowanymi „przyciskami” fabularnymi – z ręką na sercu polecam mu Doma na Wyrębach. Recenzje Czarnego wygonu pojawią się za jakiś czas, za sobą mam dwa tomy i zdradzę, że na autorze się nie zawiodłem. Mam nadzieje, że i Wasze odczucia będą podobne.



Bonus: fragment audio-booka. Czyta: Wiktor Zborowski

Tytuł: Dom na Wyrębach
Autor: Stefan Darda
Wydawca: Videograf II
Rok wydania: 2008
Krzysztof Chmielewski

Komentarze