„Głównie o
piciu i spędzaniu czasu…” Napisał Andrzej Stasiuk w komentarzu do tej książki.
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Jednak po lekturze pierwszej powieści Krzysztofa
Vargi (bo od czego innego zacząć poznawanie tej literatury), błąkam się po
mentalnych bezdrożach. Dziś będzie krótko.
Na pierwszy
rzut oka słowa Stasiuka trafiają w sedno sprawy. Właściwie nic innego tu nie
znajdziemy, no, może poza krótkimi chwilami refleksji. Co rusz zagłębiamy się w
deliryczne głębiny, opary zielska, toniemy w wódce i dusimy się papierosowym
smogiem. Pijackie eskapady, przemierzanie Polski wzdłuż i wszerz na bani
(kolokwializm), to znów kacu gigancie (kolejny), bezustanna kopulacja lub permanentny
jej brak, to clue historii, której bohaterowie zdają się być jak najbardziej
autentyczni. Ja znam dwóch, w tym jednego osobiście (raz się było na spotkaniu
w bibliotece, a co!).
Jednak gdzieś
tam zagrzebany jest głębszy sens, drugie dno. Coś innego niż tylko ukazanie
młodych ludzi, którzy zerwali się z łańcucha. Pojawia się myśl zdroworozsądkowa,
trzeźwa ocena własnej pozycji społecznej, restrukturyzacja światopoglądu, chłodna
analiza tego, co pojawia się na drugi dzień po upojnej nocy. Skrucha, obietnice
bez pokrycia, postanowienia noworoczne, wspomnienia niewykorzystanych okazji…
Po latach
pijaństwa część z nich musiała (bądź chciała) się ustatkować. Pozakładali
rodziny, znaleźli dobrą pracę, zawarli nowe „lepsze” znajomości. Rozłam jaki
nastąpił w paczce przyjaciół – niejednorodnej z resztą, acz szanującej
odmienności swych części składowych – sprawia, że chcąc nie chcąc niektórzy wykonują
coś na kształt rachunku sumienia.
Język jakby
się plącze. Nieco zaburzona chronologia, nagłe zwroty (w tym samym zdaniu),
brzmią niczym pijacki bełkot. Równocześnie jednak pojawiają się pytania ważne.
Nasi harcownicy, królowie życia, zastanawiają się ile przepili, przećpali,
jakich dokonali wyborów. Czy były złe czy dobre, czym jest wolność i radość. Czym
jest życie. Zapewne nadinterpretuję, ale takie myśli nachodziły mnie w
momentach, w których czuć pewną melancholię, gdzie nagłe otępienie umykało pod
naporem refleksji. Niemniej, chłopaki przecież nie płaczą (mimo iż to żaden
wstyd).
Opublikowana
w roku 1996 ukazuje – jak mniemam – pokolenie, tudzież jego margines, opętany
swoistą wolnością, rewolucją obyczajowo-gospodarczą. Polskie dzieci kwiaty,
punk’owcy, kontestujący rzeczywistość jaką ich obdzielono, wyciskający z niej
ile tylko się da.
Świetna
rzecz, kultowa w pewnych kręgach (modne słowo). Uniwersalna swoją drogą (też
popularne sformułowanie), bo dająca się odnieść do nie tak znów odległej
przyszłości, ergo – naszych czasów. I przeszłości też, wszak starczy wspomnieć
kilka dzieł opisujących perypetie wszelkiej maści dandysów, fircyków i
dekadentów.
Niebanalny
humor i ironia, autorski zmysł obserwacji i wrażenie namacalności snutych
opowieści, to atuty tej prozy. Stylistyka bełkotu, przykuflowego, przyćmionego
procentami gawędziarstwa i opowieści z morałem, nadają jej luźny,
niezobowiązujący charakter. A jednak zmusza do myślenia.
ps. czuję, że niebawem znów sięgnę po Vargę. Co polecacie?
Chłopaki nie płączą
Krzysztof
Varga
Lampa i Iskra
Boża, 1996
Krzysztof
Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz