Stan posiadania... Krystyna Rodowska u Michała Jagiełły (dla PortalKatowicki.pl)


Tekst 
ukazał się wcześniej 

Jak w każdą trzecią środę miesiąca, tak i tym razem odbyło się spotkanie Salonu Literackiego Michała Jagiełły. Na chwilę obecną parytety są zachowane i gościem, a właściwie „gościówą”, jak to ujął gospodarz wieczoru, była poetka Krystyna Rodowska…poetka i tłumaczka, choć wcale nie miała pisać.

Pochodzi z inteligenckiej rodziny repatriantów z Rzeszowa. Dodać by należało, że z rodziny bardzo muzykalnej. Ojciec przyszłej autorki, mimo iż z zawodu był lekarzem, grał na skrzypcach, matka zaś – na fortepianie. Sama Krystyna Rodowska także uczyła się grać na fortepianie, a od 12-tego roku życia kształciła się także jako śpiewaczka. Po zdanej maturze – jak sama wspomniała – nie do końca wiedziała, czym chce się zajmować. Ciągnęło ją zarówno do muzyki jak i teatru, który zaintrygował ją od chwili, gdy pierwszy raz wybrała się na spektakl (była to Balladyna, a odtwórczynią głównej roli była matka… Wojciecha Kilara).

Trochę na przekór sobie i innym, w pewnym momencie zgłasza się do konkursu wokalnego w Warszawie. Samodzielnie przygotowuje repertuar (włącznie z akompaniamentem) i… zostaje laureatką 3-go miejsca. Sukces, który i ją zaskoczył, zaowocował propozycją podjęcia nauki pod okiem samej Ady Sari. Niestety, obdarzona sopranem lirycznym (dziś – jak sama twierdzi – posługuje się zachrypniętym altem) młoda artystka nie daje rady sprostać koloraturom i zbyt wymagającemu szkoleniu, co mocno nadwątla sprawność jej strun głosowych. Kto wie, czy miast luźnej konwersacji w Benedyktynce, nie dawałaby właśnie koncertu w Operze Śląskiej (zakładając wizytę na Śląsku)?




Niedługo później podejmuje studia na wydziale romanistyki Uniwersytetu Warszawskiego studiując filologię francuską i hiszpańską. W trakcie studiów przez dwa lata pracuje jako tłumaczka (z języka polskiego na hiszpański!) w ambasadzie w Meksyku, co okazuje się doskonałą szkołą życia i okresem „szlifowania” języka.





Dzięki przyszłym stypendiom, nowym znajomościom i kontynuacją studiów, w n niedługim czasie podejmuje się pierwszych tłumaczeń. Równocześnie, sama pisze i w latach 60-tych decyduje się wysłać pierwsze teksty do „Kultury”, prowadzonej wówczas przez Stanisława Grochowiaka. Uznany i ceniony poeta szybko dostrzega talent młodej artystki. W 1966 roku Rodowska debiutuje kilkoma tekstami na łamach pisma, a w dwa lata później, również dzięki Grochowiakowi, ukazuje się jej pierwszy tomik Gesty na śniegu. Kolejny – Stan posiadania – pojawi się dopiero 1981, stanowiąc wybór z kilkunastu lat.

Jej prace translatorskie i zagraniczne kontakty przynoszą wiele tłumaczeń na język polski. Pojawiają się antologie obejmujące dorobek wielu uznanych poetów (i poetek) latynoamerykańskich i francuskich. Obecnie Krystyna Rodowska pracuje nad nowym przekładem (pierwszego tomu) wielkiego dzieła Marcela Prousta, które stanowić będzie swoistą polemikę z wszechobecnym tłumaczeniem Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Przekład ma być pełniejszy, bez skrótów stosowanych przez autora Słówek.

Aż dziw bierze, że Rodowska zajęła się pisaniem jakby „przy okazji”, z przypadku. Gdyby nie wymyślne koleje losu, wiele (a może żaden) z jej tekstów nie ujrzałoby światła dziennego. Podczas spotkania – nie trudno się domyśleć – doszło do odczytu kilku mniej lub bardziej obszernych utworów, z których wspomnieć wypada przede wszystkim subtelne erotyki: Schrony, Kontrapunkt i Rocznice, a także przewrotne Bliżej nagości, odzierające nas ze złudzeń rzeczywistości. Jej poezja (treści, z którymi dane mi było się już zapoznać), choć mocno zmetaforyzowana, nie jest – o dziwo – twórczością hermetyczną.


Drugie spotkanie Salonu okazało się ciekawe nie tylko ze względu na dar opowiadania autorki, ale i obfitowało w treści poetyckie mocno absorbujące uwagę słuchacza i czytelnika. Dawno nie słyszałem tak dobrych wierszy.



Krzysztof Chmielewski

* Salon Literacki Michała Jagiełły odbył się 19.11. 2014 roku w Bibliotece Śląskiej


Komentarze