W wielu bibliotekach tworzy się tak zwane „zielone regały”. To specjalne półki z książkami, które biblioteka „usuwa” ze swoich zbiorów jako nadkomplety, egzemplarze zbędne… Można taką książkę zabrać do domu za darmo, lub zamienić na inną. Jako bibliofil wielokrotnie przeczesywałem tego typu instalacje natrafiając na publikacje o wysokiej wartości (niekoniecznie finansowej) i poznając nazwiska nietuzinkowych autorów.
Tym bardziej ucieszyłem się, gdy
na stronie Biblioteki Śląskiej pojawiło się nazwisko Jerzego Lucjana Woźniaka,
którego tomik W Tatrach, jeden z
najciekawszych jakie w ostatnich latach miałem w rękach, zdobi moją półkę od
dobrych dwóch lat.
„Poeta osobny”, jak pisała o nim
kiedyś Marta Fox, a co przypomniała prowadząca spotkanie Lucyna Smykowska-Karaś.
Artysta, który jak sam twierdzi, nigdy nie przywiązywał większej wagi do
identyfikowania się z jakąkolwiek grupą poetycką czy generacją.
Oczywiście rozmowa rozpoczęła się
od opowieści o „późnym” debiucie. Rzeczywiście, Jerzy Lucjan Woźniak, pierwsze
teksty opublikował jako dojrzały mężczyzna, a niektóre jego wiersze, nim
ujrzały światło dzienne, przeleżały w szufladach dobre ćwierć wieku. Dopiero po
licznych namowach i własnych przemyśleniach wysłał je m.in. do redakcji Życia literackiego, gdzie dostały się w
ręce Marka Sołtysika. Debiutujący kilka lat po poetach „Nowej Fali” okazał się
niemniej ciekawy, choć jego nazwisko nie wybrzmiewa tak głośno jak np. Ewy
Lipskiej. Jednak na spotkaniu w Bibliotece Śląskiej, Benedyktynka zgromadziła
około 30 osób!
Wiersze Wożniaka – przynajmniej
te, które dotychczas dane mi było przeczytać, to teksty o których charakteru
nie da się ująć w sposób zwięzły. Choć idealnie pasuje do nich stosowane przeze
mnie hasło iż „jest ich tyle, ile trzeba. Nie więcej”, dość dobrze oddaje ich
charakter, wydaje się być niewystarczające. To twórczość wielopłaszczyznowa,
odnosząca się do to wielu dyscyplin życia społecznego.
Treści zgromadzone m.in. w tomach
W Tatrach czy Drzewa przy drodze, są jednej strony lakoniczne, z drugiej zaś w
prostocie swej pozornej, skrywają spory ładunek wiedzy, doświadczenia i emocji.
Nie jest łatwo w kilku słowach ująć sens i ciężar znaczeń.
Wiele w nich nawiązań do natury
jako siły totalnej, niejako mistycznej, oddania siebie naturze, zespolenia z
nią (Tchnienie), pokory wobec
otaczającego nas świata (O kamieniu).
Niezgoda na próbę jej ujarzmienia łączy się z trudną afirmacją rzeczywistości
zastanej.
Z drugiej zaś strony, spod pióra
poety wyszły kształtne erotyki i teksty komentujące świat współczesny, rozprawy
i uwagi pod adresem kondycji człowieczeństwa, śmierci i samego siebie. A także ekfrazy
czy te traktujące o poezji (Hartowanie).
Nie da się o tej twórczości pisać
krótko, bo chciałoby się wiersz po wierszu omawiać. Spotkanie w Bibliotece również
było długie i poruszano na nim wiele – mniej lub bardziej - istotnych spraw. Jednak pisać, rozmawiać, a
czytać, to trzy różne sprawy, dlatego miast silić się dalej na mądre słowa,
które – mam nadzieję – złożyć się mają na pochwałę autora, polecam jedynie
uważną (lub pobieżną) lekturę jego tekstów. I żywię nadzieję, że nie okaże się
ona nużąca.
- Spotkanie z Jerzym Lucjanem Woźniakiem odbyło się 10.12. 14 r. w Bibliotece Śląskiej.
Krzysztof Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz