Pierwsze czytanie Hrabala... refleksje, utyskiwania i rozterki


Po długim – kolejnym – milczeniu, pan redaktor wraca do pisania. Powoli, ale wraca. Pewnie za miesiąc znów zamilknę i wrócę… i tak w koło Macieju… nigdy nie będę sławnym blogerem.


Jakiś czas temu, gdy przechodziłem ulicą S w mieście K, zajrzałem do zaprzyjaźnionego antykwariatu. Moją uwagę szybko przykuła niepozorna książeczka z rysunkiem, jak się okazało Bohdana Butenki, na okładce… Pochwyciłem ją, bowiem w duchu już od dawna zbierałem się do tego, by zabrać się za autora, którego nazwisko zdobiło okładkę tuż nad wspomnianym obrazkiem. Przyszedł więc czas na pierwsze słowno-myślowe potyczki z Bohumilem Hrabalem. I pierwsze, od dłuższego czasu, zetknięcie z literaturą czeską (po Gówno się pali Sabacha , który ponoć na Hrabalu się wzorował).

Jestem (prawie) świeżo po lekturze Postrzyżyn i… Wydaje mi się, że jeszcze nie do końca wiem, co chcę napisać. Miotam się pomiędzy zachwytem, a niezrozumieniem/zawodem. Spodziewałem się, że wielkie namiętności targać będą mą duszę już podczas lektury, tymczasem, gdy wzrok mój spoczął na ostatniej stronie-zdaniu-słowie-kropce, w głowie miałem pustkę. Dopiero teraz kilka myśli kołacze mi się w pustej łepetynie, więc spróbuję złożyć je w spójną, zrozumiałą całość. Wyjdzie, jak zawsze, niezdarnie.


Świat w jaki autor wprowadza czytelnika wydaje się być nierealny, oniryczny, mglisty. Hrabal na wszystko patrzy przez palce, przez zasłonkę pamięci, jakby w pijackim widzie. Wspomina, gawędzi sobie, mamrocze, podśmiechuje się z siebie i czytelnika. Sposób narracji przypomina nieco chaotyczną opowieść z lekka zbzikowanego staruszka pochylonego nad kuflem piwa. I tak też ma wyglądać.

Co bardzo istotne, postaci przedstawione w powieści mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości. To rodzice autora i jeszcze kilka innych postaci, które gdzieś tam się plączą po zadrukowanych kartkach. No i nieśmiertelny wuj Pepin, krzyczący w niebogłosy i opowiadający niestworzone historie.

W oparach absurdu odgrywają się sceny z życia wzięte, które, jestem przekonany, wielu czytelników zna z autopsji. Niejednokrotnie groteskowa rzeczywistość wydaje się być jedynie przykrywką dla treści ciut głębszych, niż wypychanie flaka mielonym mięsem.


W najbliższym czasie muszę zrobić głębsze rozeznanie w Hrabalowych tekstach i tekstach około-hrabalowych. Nie mogę sobie pozwolić na to, by przejść wobec tego autora prawie-obojętnie. Choć nie jestem przekonany, czy aby na pewno mnie zachwyci (wszak wielkim pisarzem był, to jednak zawsze pozostaje jakieś „ale”), a wielu by pewnie odpuściło.

Czuję się zmieszany. Zmieszany, bo raz nie mogłem oderwać wzroku od zadrukowanych stron, to znów nie dało się na nie patrzeć. Nie do końca potrafiłem się skupić na tym, co czytam. I nie wiem, czy to moja nieuwaga i roztrzepanie, reakcja alergiczna na „nowość” czy też autorskie zamierzenie.

Suma summarum, wychodzi jednak na to, że Hraba jest autorem, którego czyta się dla samej przyjemności czytania. To język się liczy. Choć wydaje się trudny, niezrozumiały, chwilami nawet bełkotliwy, ma swój urok.

Kolejne teksty post-lekturowe językowo (i treściowo) będą lepsze. Obiecuję.


Bohumil Hraba
Postrzyżyny

Krzysztof Chmielewski

Komentarze