Przyznam
szczerze, że od dłuższego czasu nie czytałem tak osobliwej powieści.
Groteskowa, oniryczna, chwilami zaś do bólu prawdziwa. Kawał niezłej prozy obyczajowej
z fabułą umiejscowioną w XVIII-wiecznej Anglii (tudzież w kilku innych
krajach). Andrew Miller miło mnie zaskoczył.
To
jedna z tych powieści, które czyta się dla przyjemności obcowania z lekturą. Nie
oszałamia, nie porywa od pierwszych stron, czasem nuży, ale jakimś dziwnym
trafem wciąga coraz głębiej. Wszystko tu dzieje się jakby w spowolnionym
tempie. Akcja nieustannie, acz niespiesznie prze do przodu. Przetykana jest
retrospekcjami, ma zaburzoną strukturę czasową, zaczynamy bowiem w roku 1772,
po czym przenosimy się rok wstecz, a następnie kilkadziesiąt lat w przeszłość.
Musimy poznać głównego bohatera i kręte ścieżki losu, które doprowadziły go do
miejsca spoczynku.
Jest
to o tyle ciekawe, że poznajemy go w chwili, gdy jest martwy, a ktoś dokonuje
na nim sekcji zwłok. Można się w tym pogubić prawda?
Miller
łączy style i gatunki. Powieść psychologiczno-obyczajowa zawiera też w sobie elementy
powieści epistolarnej, a to za sprawą korespondencji prowadzonej przez
wielebnego Lestrade’a (Postać niemniej ważną niż sam Dyer). Pojawią się również
elementy realizmu magicznego, jednak zdradzić więcej nie mogę.
Mroczna,
zaskakująca, turpistyczna, realia ówczesnej Europy przerażają, zwłaszcza, że
obracamy się w środowisku medycznym. Dzisiejsza wiedza na ten temat wyrosła
między innymi właśnie z tego typu praktyk, z jakim czytelnik zetknie się w
powieści Millera.
Czytelnik
znajdzie się w czasach jeszcze „zacofanych”, ale już współczesnych. Wiele
rzeczy może mu się wydać znajomych, inne uzna pewnie za element kreacji świata przedstawionego.
Brutalna rzeczywistość niejednokrotnie zostanie też zaburzona przez siły
magiczne, co dodatkowo skomplikuje sprawę…
Główny
bohater to postać, której nie da się jednoznacznie określić. Otóż James Dyer,
światowej sławy chirurg, nie odczuwa bólu, dosłownie, a także brak mu tego, co
my nazywamy empatią. Jego umysł, niczym maszyna licząca, prowadzi chłodne
kalkulacje, które przysparzają mu tyle samo kłopotów, co poklasku. Nikt, nawet
on sam, nie wie, czym jest to spowodowane. W pewnym momencie jednak następuje swoiste
załamanie, a Dyer zaczyna odczuwać… wszystko na raz.
Przemyślny ból, to
studium samodoskonalenia i szaleństwa jednocześnie. James Dyer przechodzi
swoistą metamorfozę, inicjację, bolesną, a jakże. Rodzi się na nowo, po latach
błądzenia w ciemnościach.
Jest
tu, w sposobie prowadzenia fabuły, w języku autora, coś z Dickensa. Lekkość w
operowaniu makabrą, turpizmem, a równocześnie humor, nieco czarny, ale jednak. Nie
do końca wiadomo, kto jest, kim, kto realną postacią (są i takie), a kto
wymysłem wyobraźni autora.
Andrew Miller
Przemyślny ból
Przekład: Michał Kłobukowski
Liczba stron: 448
Znak, 2015
Zapowiada się dość ....interesująco? Nie wiem ale mnie zaciekawiłeś:)
OdpowiedzUsuńPowieść Millera jest ciekawa, owszem. Wymaga jednak również odrobiny cierpliwości.
OdpowiedzUsuń