Dominika Słowik - Atlas: Doppelganger

fot. ze strony Znak.com.pl

Książka Dominiki Słowik od pierwszych stron jawiła mi się, jako nowe objawienia na polskiej scenie literackiej. Rewelacyjny wstęp przywodzący mi na myśl Gnój Kuczoka i Zwał Shutego, a także świetne Balladyny i romanse Karpowicza pozytywnie nastrajał i zachęcał do dalszej lektury. To była obietnica dawno zapomnianego doznania literackiego, lektury oczyszczającej i trochę de-retuszującej otaczający nas świat.

Atlas: Doppelganger w pierwszej części, tej o wiele ciekawszej, widziałbym jako prawie doskonałą wiwisekcję polskiej rzeczywistości od lat 90-tych i pierwszych. Autorka doskonale uchwyciła liczne smaczki, aspekty tamtych lat, dziecięcych lat i zabaw, momenty przejścia z jednej perspektywy – dziecięcej, beztroskiej, w drugą – determinowaną przez życiowe doświadczenia.

Udało jej się zamknąć na kilkudziesięciu stronach czar lat 90-tych, duchotę lata, smak oranżady z plastikowej torebki i gumy balonowej. To cieszy, trochę wzrusza i skłania do przemyśleń nad własną kondycją psychofizyczną w dniu dzisiejszym. Szkoda, że nie udało się tego pociągnąć dalej, choć im dalej brnie się w Atlas…, tym mniej książka traci na swoim bełkotliwym uroku. Na końcu zaś otrzymujemy coś, co rekompensuje godziny i dni spędzone na rozmyślaniach na temat tego, po co właściwie czyta się tę pozycję.


W chwili, gdy do głosu dochodzi „opowieść” dziadka koleżanki, czar pryska. Fabuła zwalnia, by po chwili rozbić się na dwie, może nawet trzy niezależne ścieżki, tworzące swoistą polifonię (chwilami nawet kompozycję szkatułkową). Całość jakby gęstnieje, zapętla się. W części „drugiej” pojawiają się przebłyski tego pierwszego świata, jednak tu dominują symultaniczne, przeplatające się narracje dziadka – marynarza i opowieści o osobniku nazwiskiem Sadowski. Niemniej to właśnie „dziadek” jest osią fabularną, punktem przecięcia się wszystkich historii. Na nim skupia się nasza i narratorów uwaga.

Starszy człowiek jawi się jako uniwersalny obraz osiedlowego celebryty i stetryczałego dziada, który wszystko wie najlepiej. Fantastyczna historia jego życia, leżąca gdzieś pomiędzy bajaniami pijanego starego marynarza, a spowiedzią wprowadza nas do świata tak osobliwego, że ciężko uwierzyć w to, że wykreował je ludzki umysł.

Hiperbola plotki, sarmackiej fantazji, pijackiego widu jednych zachwyci, innych zaś może odrzucać. Czytelnik znajdzie się na granicy powieści obyczajowej i realizmu magicznego, co nie zawsze stanowi mieszankę lekko-strawną. A jednak ciągnie dalej, na szersze, głębsze wody. Ciekawość, pierwszy stopień do piekła, sprawia że od lektury nie sposób się oderwać. I choć trudna i chwilami skłaniająca do tego, by książką rzucić w kąt, przyciąga jak magnes. Wraca się tutaj, by wysłuchać opowieści do końca, z dziwnym uczuciem pustki, gdy wzrok padnie na ostatnią kropkę. Zwłaszcza, że pod koniec wracamy do brutalnej, szalenie brutalnej rzeczywistości.

Powieść Dominiki Słowik wydaje się być z jednej strony niesamowicie spójna, z drugiej zaś chaotyczna. Momentami świetne tempo narracji traci swój impet i pociągający charakter. Jakby autorka traciła nieco rezonu i starała się na siłę uzupełnić braki. Jednak klamrowa konstrukcja tekstu, jego wielopoziomowość i niejednoznaczność, całkowicie rekompensują niedociągnięcia.


Pojawienie się tej pozycji także sygnał, że duże wydawnictwa w dalszym ciągu nie boją się wydawania pozycji innych niż literatura z nurtu książek „lekkich, łatwych i przyjemnych”. Promocja powieści trudnych, kontestujących rzeczywistość, jak sądziłem, zaczynała być domeną niszowych oficyn wydawniczych(z kilkoma wyjątkami), a jednak wrażenie było mylne.

Komentarze

  1. Odkopałam sobie starszą recenzję, to skomentuję, a co :P Fakt, że opowieść Słowik składa się co najmniej z trzech części (rzeczywistość lat '90, opowieści marynarskie dziadka, historia Sadowskiego), ale jakoś mi się to splatało w całość i kompletnie nie miałam poczucia chaosu. No, może najnudniejsze były te strony na temat Sadowskiego, ale mimo wszystko książkę czytało mi się bardzo dobrze i uważam, że jak na debiut jest bardzo udana. Będę śledzić dalsze poczynania Dominiki Słowik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, gdybym wrócił do lektury, moja opinia uległaby zmianie ;)

      Usuń

Prześlij komentarz