O
ile nie była strzałem w dziesiątkę siódma część przygód Jakuba W., o tyle tom
wieńczący cykl Oko jelenia (swoją
drogą, to też siódmy) uznałbym za zakończenie, które się broni. Udało się
Pilipiukowi uniknąć słownego rozwolnienia, waty bezsensownie wypełniającej
strony powieści. Miało być siedem tomów i jest. Na ostatni, Sowie zwierciadło, czekaliśmy aż cztery
lata. Ale może to i dobrze…
Tak
długa przerwa sprawiła, że większość informacji zawartych w poprzednich sześciu
tomach zatarła się nieco w mojej pamięci. Sporo czasu zajęło mi buszowanie w
sieci, chwile „zastoju”, kiedy zmuszony byłem grzebać w odmętach swojej kulawej,
zaśmieconej świadomości, by wydobyć pewne fakty na światło dzienne. Przygoda
okazała się jednak warta tego wysiłku.
Biorąc
do ręki kilkaset stron a4 (jeszcze przed korektą), obawiałem się, że przyjdzie
mi się zmierzyć z pozycją na wskroś złą, pisaną na kolanie, bez pomysłu.
Okazuje się jednak, ze autor Szewca z
Lichtenrade wykrzesał z siebie całkiem przyzwoitą porcję prozy. Oczywiście …zwierciadło nie jest tak dobre jak pierwsze części cyklu,
ale daleki jestem również tego, by uznać je za niegodne lektury. Całość czyta
się „lekko, łatwo i przyjemnie” no i… kontent jestem, że w końcu udało się
doprowadzić tę historię do końca.
Co
się dzieje? Ano Marek wraca do teraźniejszości i stara się jakoś funkcjonować. Staszek
zaś, przenosi się do XIX wieku, by ocalić Helę z wydarzeń poprzedzających jej
przybycie do średniowiecznej Europy. Problem w tym…, że ona nie ma pojęcia, kim
jest młody chłopak.
Tak,
pojawią się komplikacje natury obyczajowej, będzie wątek romansowy, choć mocno
okrojony. Ważniejszy jest świat, w którym znajdzie się młody bohater, to Polska
w okresie powstania styczniowego. Tymczasem Marka nawiedza ktoś, kto jest żywo
zainteresowany faktem zniknięcia Staszka… To też nie wróży niczego dobrego.
Co
bardzo istotne, nie ma tu właściwie happy end’u. A przynajmniej w ujęciu
hollywoodzkim, którego spodziewać się mogą liczni czytelnicy. Sam miałem cichą
nadzieję, że całość skończy się nieco inaczej. A po prawdzie… zupełnie inaczej.
Udało się Pilipiukowi zaskoczyć mnie niespodziewanym finałem tej historii.
Tradycyjnie, więcej nie zdradzę.
Fabuła
Sowiego zwierciadła prowadzona jest
symultanicznie, dwutorowo. Z jednej strony śledzimy to, co dzieje się w ogarniętej
powstaniami Polsce, z drugiej zaś obserwujemy poczynania Marka w XXI wieku. Akcja
toczy się bez większych zawirowań. Nie znajdziemy tu spektakularnych bitew (no,
może jedną), misternie utkanych spisków i niesamowitych, zapierających dech w
piersiach przygód. Jest spokojnie, nieco zbyt grzecznie nawet, trochę melancholijnie,
szaro… Wszystko powoli, strona po stronie, rozwija się w tempie, które ani
ziębi, ani też grzeje. O dziwo, nie przeszkadzało mi to.
Choć
kłamałabym mówiąc, że byłem lekturą zachwycony, przyznam szczerze, że była
nadzwyczaj przyjemna. Udało się Pilipiukowi ubrać w odpowiednie słowa to, z
czym zapewne walczył od kilku lat. Nie wszystko jest „miód malina”, w kilku
miejscach autor przesadził, przekombinował, ale po Wielkim Grafomanie i jego
ostatnich wyczynach nie spodziewałem się fajerwerków. Jest po prostu dobrze.
Pierwsze newsy jakie usłyszałem o pojawieniu się tej części bardzo mnie zainteresowały, przeczytałem prawie wszystko Pilipiuka, ale po nieudolnym moim zdaniem powrocie Sapkowskiego z Geraltem obawiałem się powtórki że tutaj będzie tak samo. Nie mogę się doczekać kiedy będę mógł ją w końcu przeczytać ale z twojej recenzji wnioskuje że na pewno się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję. Fajerwerków nie ma, ale jeśli człowiek spodziewa się "przyzwoitej" powieści, nie zaś bestsellera, książka powinna być ok.
OdpowiedzUsuńOd Pilipiuka czytałam tylko dwie książki o JAkubie Wędrowyczu i bardzo mi się podobały. Na pewno zagłębie się w dalszą twórczośc tego autora i sięgnę po tą serie, jak już się odrobię z egzorcystą - amatorem :)
OdpowiedzUsuńJa polecam też, jako detox, "Szewca z Lichtenrade".
Usuń