Recenzja: Mike Clayton "Zarządzanie stresem..." (Edgard, 2012)

Ta pozycja zajęła mi o wiele więcej czasu niż poprzednie poradniki. Może dlatego, że w pewnym sensie dotyczyła i moich problemów. Chyba nawet prawdziwych. Stres to nie to samo co nauka angielskiego czy gry na gitarze, choć te ostatnie mogą być jego powodem. Tak czy siak, musiałem wczytać się w nią o wiele głębiej, by wydać jakąkolwiek opinię.
Muszę przyznać, że autor zna się na rzeczy. Potrafi jasno i wyraźnie zasygnalizować to, że można mieć poważny problem z samym sobą, nawet o tym nie wiedząc. Przeczuwając, ale jednak nie do końca być tego świadomym.
Dodatkowo, o czym trzeba napisać, nasz „uzdrowiciel” wyraźnie mówi, że nie jest lekarzem, szarlatanem i nie posiada jakichkolwiek uprawnień medycznych. I nie musi mieć, bo książka jest produktem ubocznym jego własnych doświadczeń. W tym kierunku więc nie idźmy.
Ten poradnik jest jak rutinoscorbin, dla tych, co przede wszystkim czują się niewyraźnie. I powiedziane jest  to wprost. Ale nie jest to też placebo. Gdy przeczytamy książkę Mike’a Claytona powinniśmy wiedzieć, przynajmniej wstępnie, co nam jest i, co ważne, czy w ogóle coś nam dolega. Niezwykle istotne jest to, że jeśli zauważymy u siebie na prawdę poważne objawy omawianego problemu bezzwłocznie musimy skontaktować się z lekarzem specjalistą. Czasem, szczególnie w przypadku desperatów, będzie to paranoja, przesada, hiperbolizacja problemu, a w rzeczywistości starczy zastosować kilka prostych metod tam zawartych (nie poprzestając na pierwszych dwóch rozdziałach bo mogą zmylić co wrażliwszych) by wrócić do normy. Polecam więc spokojną, dokładną lekturę. Dopiero po jej zakończeniu należy gruntownie przemyśleć swoją sytuację i podjąć kroki.


Już na wstępie autor informuje nas o tym, czym jest stres i co/kto za nie go odpowiada. Kto? My sami, bo stres to reakcja na otaczająca nas rzeczywistość. W dodatku reakcja ułomna. Nie każdemu się to podoba lecz Clayton ma mocne argumenty świadczące przeciw nam. Przykładowo, zazwyczaj przypisujemy winę komuś, lub czemuś innemu. Nawet siłom wyższym. Wiem, bo sam tak robiłem, bo straszny ze mnie nerwus. To błąd, ponieważ często sami winni jesteśmy niepowodzeń. Nie zawsze przypadek kieruje naszym życiem.
Nie będę truł, że ta książka czyni cuda. Żadna tego nie robi. Ale jak każda wzięta do serca, daje do myślenia. Uczy tego, jak opanować swoje emocje, jak nie wyciągać ich na wierzch. I vice versa. Podaje nam na tacy kilka przykładów takiej ich realizacji, która pozwoli nam zapanować nad problemami naszymi oraz otoczenia. Tak, w kolejnych rozdziałach uczymy się nie tylko kontrolować siebie ale i wspierać bliskich, współpracowników, obcych. Daje wskazówki jak, w pewnym sensie, przyporządkować siebie do środowiska i środowisko do własnych potrzeb oraz charakteru. Dobra lekcja kompromisu, a nie całkowitego konformizmu. Wszak co za dużo to niezdrowo.
Trochę tu ciągnie ezoteryką. Jeśli takie odnieśliście wrażenie to zdradzę, że faktycznie następuje niewielki zwrot w tym kierunku. Dotyczy jednak głownie metod relaksacyjnych, przede wszystkim medytacji. Dawka „sztuk tajemnych”, egzotycznych dla wielu z nas obrzędów (choć to i tak za duże słowo) pojawia się w ilościach symbolicznych. Coś na kształt ciekawostki.
W kwestiach formalnych i warsztatowych warto dodać iż całość skomponowana jest logicznie. Wiele elementów się powtarza, co jednych drażni, a innych uświadamia o uniwersalności pewnych metod. Mnie to nieco irytowało, gdyż spodziewałem się większej ilości dobrych rad. Gdy jednak głębiej się nad tym zastanowię – stosuję i tak ułamek tego co w treści zawarte. Stopniowo zaczyna to działać. Język jest prosty, nieskomplikowany i łatwo przyswajalny dla czytelnika co ułatwia recepcję i sprawia, że lektura wciąga. Rozmiar rozprawy, nieco ponad dwieście stron, nie odstrasza tych, którzy lektury jakiejkolwiek unikają niczym ognia.
Czy to poradnik dla każdego? Nie, jedynie dla tych, którzy świadomie podejdą do lektury. Poleciłbym ją przemęczonym menagerom, nauczycielom!, pracownikom służb porządkowych, wszystkim tym, którzy piastują dość poważne stanowiska. Skorzystają także ci, którzy mają problem z organizacją własnego i cudzego czasu, z delegowaniem poleceń i słynną od lat asertywnością. Jednak, tak jak na początku wspomniałem, Zarządzanie stresem powinno być jedynie wstępem do leczenia poważnych problemów. Pomaga wystawić sobie samemu diagnozę, zastanowić się nad tym co przezywamy. I podjąć stosowną decyzję.

Tytuł: Zarządzanie stresem. Czyli jak sobie radzić w trudnych sytuacjach.
Autor: Mike Clayton
Przekład: Katarzyna Zimnoch
Wydawca: Edgard, 2012
Seria: Samo Sedno
Stron: 205
 link:

Ocena końcowa: 9/10

* za egzemplarz dziękuję Wydawnictwo Edgard



Literacka Kanciapa

Komentarze