Uwaga uwaga!
Ta recenzja bierze udział w konkursie dla blogerów : Czytanie: 802% normy!
Informacje o konkursie znajdziecie tutaj!
http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm
Trzymajcie kciuki za Kanciapę!
Ta recenzja bierze udział w konkursie dla blogerów : Czytanie: 802% normy!
Informacje o konkursie znajdziecie tutaj!
http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm
Trzymajcie kciuki za Kanciapę!
Mury Hebronu to moje pierwsze moje
spotkanie ze Stasiukiem. No i jego pierwsza książka. Tyle łatwiej w moim
mniemaniu, że nie muszę się bawić w porównania, opis ewolucji języka (jeśli
nastąpił) i świadomości twórczej. Od teraz, co jakiś czas, będę go czytał po
kolei, bo… dobry jest skubaniec… Spodobał mi się. Operuje językiem brutalnym,
mocnym, a zarazem niezwykle delikatnym, obrazowym i uwierającym.
Debiut
powieściowy tego autora czyta się „z zapartym tchem”, że użyję recenzenckiego
banału. Gdy tylko przyzwyczaić się do wulgarnego języka, który co delikatniejszych
może zniechęcić, ukaże się nam proza wysokich lotów. Bezpretensjonalna,
bezpruderyjna i żywa. Ze wszech miar godna polecenia.
Stasiuk pisze
swobodnie, bez oglądania się za siebie, bez poprawności, z kpiną i
przekonaniem, że tworzy coś, co czytelnika oburzy i wciągnie równocześnie.
Pisze po swojemu, nie przejmuje się tym, co na kartach powstaje i jakie to
pociągnie za sobą skutki.
To, jak
zapewne wiecie (albo i nie), relacja z życia w zakładzie karnym. W
rzeczywistości odstawającej od tej, którą, jak się nam wydaje, znamy. To nie
„pączki u cioci” jak mówią bohaterowie. Poznamy grypsujących, frajerów, cioty…
Metody pracy na skowerni… Wypijemy litry gołdy, czaju, wypalimy setki
papierosów. Zwiedzimy cele przechodnie, izolatki, pokoje przesłuchań,
meliny…
Więzienie
przeraża. To dżungla, w której panuje prawo silniejszego. Słabi zostają
niewolnikami seksualnymi, kapusiami… istotami bez wartości, bez udziału w życiu
„kulturalnym” ośrodka. Agresja, przemoc, gwałt, oszustwa, twarde zasady
„kastowości” społeczności więziennej, mafia, korupcja – wszystko składa się na
realia Murów Hebronu. Nie ma ratunku
dla słabych. Raz pękniesz… i będziesz mięczakiem dla wszystkich. Na zawsze. W
kiciu i poza nim. Musisz bez mrugnięcia okiem bić, poniżać, cierpieć. Nie wolno
okazać słabości. Nawet wobec klawiszy i śledczych nie można odsłonić
podbrzusza. Nawet pałka nie powinna zmusić do zakapowania „kolegów” czy
przyznania się do winy.
To inny
świat, inne życie. To twierdza, niezdobyta, a jej muru są nie do skruszenia.
Mury z serc i zasad. Twardych i zimnych jak granit. To też świątynia. Co
tłumaczy tytuł…
Podobny obraz
świata, z perspektywy celi i bycia poza nią, pokazał Stanisław A. Kaczor w
powieści Przez kraty do zrozumienia.
I tu więźniowie byli katowani i poniżani przez służbę więzienną. Ale on, bo to
powieść autobiografizująca, chciał się zmienić i z przestępcy stał się dobrym
człowiekiem, „wzorowym obywatelem”.
Dla bohaterów
Stasiuka – ratunku nie ma. W tym bagnie siedzi się już do końca życia. Chyba,
że się jest frajerem. Każdy, kto decyduje się na życie z kradzieży, mordu i
innych czynów karalnych przez polskie prawo, automatycznie liczy się z tym, że
kiedyś trafi z kratki. A gdy raz już odsiedzi wyrok, wyjście na tak zwaną
wolność, wolności wcale nie oznacza. Byle tylko nie zamknęli ponownie. Ale od
losu, koleżków, przyzwyczajeń się nie ucieknie. Papiery są nieczyste, kto
przyjmie do pracy? Poza tym, kto widział złodzieja na etacie… Tak wić zmienia
się jedynie miejsce zamieszkania. Metka zostaje taka sama.
Podczas
lektury, zastanawiałem się, czy Stasiuk rzeczywiście miał okazję odsiadywać
wyrok… owszem miał. Spędził w zakładzie karnym ponad rok, gdy odmówił odbycia
obowiązkowej służby wojskowej. Ale z bohaterami nie należy go chyba wiązać. A
już na pewno „grypsującymi”. Choć stawia się czytelnikowi i krytykowi.
Nie podobała
mi się ta książka. A równocześnie porwała mnie z sobą w szalony, opętańczy
taniec. Mury Hebronu to jedna z
najciekawszych powieści, jakie w swoim życiu czytałem. Nie muszę już czytać
horrorów, by poznać mrożące krew w żyłach historie. By poczuć metaliczny smak
krwi, uderzenie pałką… Opisy są raz wyraziste, raz oniryczne… Zamglone, jak
wzrok mdlejącego człowieka.
Po co Stasiuk
napisał tę powieść? Nie wiem. Po co ją czytać i dlaczego tak dobrze się ją
czyta… Chyba dlatego, że w ostatnich latach, a autor opublikował Mury w latach 90-tych, w chwilę, bo trzy
lata jedynie, po transformacji ustrojowej, uwielbiamy się nurzać w literaturze
zeświecczającej naszą rzeczywistość. Taką, która język i wartości plugawi.
Szokuje nas tematyką, dosłownością obrazu. Krzyczy nam prosto w twarz, że świat
nie jest miły, nie jest niewinny i kolorowy jak w zachodniej telenoweli. Że
jeśli chcemy coś mieć, to komuś musimy to zabrać. Albo tyrać na to latami. Za
grosze.
Odchodzimy od
wypacykowanych obrazków, chłopców malowanych, chat krytych strzechą, wielkich
bitew i triumfów. To dalej jest obecne… Ale bardziej podoba nam się prawda. Albo
półprawda, niż idealistyczne wizje… I Stasiuk to docenił.
W tej
ociekającej przemocą, seksem i nostalgią książce, znalazłem właśnie to, czego
przez długi czas szukałem w polskiej prozie. Subtelnego, literackiego
barbarzyństwa. Odzierania ze skóry wydelikaconych i wymuskanych zdań. Jeśli
szukacie tego samego – zerknijcie na Mury
Hebronu. Wybierzcie się na zbrodniczą pielgrzymkę… Gwarantuję, że to, co
przeczytacie, a liczę, że uda się Wam dotrzeć do końca, na długo pozostanie w
Waszej pamięci.
Tytuł: Mury Hebronu
Autor:
Andrzej Stasiuk
Wydawca:
Państwowy Instytut Wydawniczy, 1992
Stron: 178
Krzysztof
Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz