Recenzja: Stefan Chwin "Hanemann" (Marabut, 1995)

Krótko, acz treściwie. Dawno napisany tekst, ale dopiero teraz publikowany... Jakoś tak wyszło. Recenzja ukaże się też w najnowszym numerze gazety wydawanej przez PKM Katowice.

Zapraszam do lektury,


Henemann to powieść osobliwa, niejednoznaczna i w gruncie rzeczy, trudna w odbiorze. Z początku wydaje się, że dominować będzie problematyka wojny, małych ojczyzn (w tym wypadku Wolnego Miasta Gdańsk) i polsko-niemieckich (oraz radzieckich) konfliktów etnicznych. Okazuje się, że do tego wszystkiego dobudowują się kolejne problemy. Społeczne… i te natury etycznej.

 Zacznijmy od tego, że z początku, nie do końca wiemy kto jest narratorem. Zdaje się nam, a przynajmniej mi… no więc zdawało mi się, że czytam relacje z wydarzeń, opisywaną przez narratora nie biorącego bezpośredniego udziału w akcji. W pierwszym rzucie pojawia się bowiem retrospekcja. Międzywojenny Gdańsk, koniec lat 30’tych. To coś, co ktoś opowiada jakby zasłyszane z drugiej ręki.

Poznajemy doktora Henemanna, patologa z instytutu naukowego i jego tragiczną, owianą płaszczem tajemnicy historię. Pewna kobieta zostaje znaleziona martwa i przywieziona do ośrodka, w którym pracuje naukowiec. Ten, gdy ją dostrzega, wstaje i wychodzi bez słowa. Nie wróci już nigdy. Okaże się, że coś go z nią łączyło. To pierwszy motyw, który będzie się przewijać przez całą powieść. Od czasu do czasu mrugnie nam tu i ówdzie, ale nie będzie dominował…

Niedługo po tym, widzimy scenę z czasów II wojny światowej i wkroczenie do Gdańska armii polsko-radzieckiej. Znamienna jest scena, w której tytułowy bohater, mimo ostrzału i represji, zostaje w mieście. W swoim domu, który będzie dzielił z polskimi przesiedleńcami, zmaga się z monotonią codzienności. I własną przeszłością. Pojawia się problem relacji MY-ONI. Ja – obcy. Niechęć do Hanemanna – Niemca, jest wyraźna. Z czasem jednak, część osób zauważa w nim człowieka, zaczyna szanować, a nawet darzyć pewnym uczuciem. Stereotypy i nienawiść do okupanta bledną.

Te partie relacjonuje nam z niemal pierwszej ręki tajemniczy narrator. Jest nim młody chłopiec, który wraz z rodziną mieszka w tym samym domu do doktor.

Nie on jeden (mowa o Hanemannie) jest osamotniony na kartach ten powieści. Pewnego dnia z domu zjawia się Hanka. Prawdopodobnie pochodzi z kresów i wiele w życiu przeszła. Pełni funkcję gosposi, pomocy domowej. Pomiędzy nią, starym doktorem i pewnym młodziutkim chłopcem, rodzi się dziwna więź.
To opowieść wojnie – fizycznej i psychicznej. Zawarto tu krytykę rządów totalitarnych. Krytykę zarówno z ust niemieckich jak i polskich.

Traktuje o cierpieniu, ogromnej, niewyobrażalnej tęsknocie. Niechęci do życia przy jednoczesnej jego (podświadomej?) afirmacji. O tym, jak jeden człowiek potrafi zmienić życie kilku innych. Nie zdając sobie z tego sprawy.

Wreszcie, to tragiczna historia człowieka, któremu w plecy zawsze wiał silny wiatr, wyrywając wszystko, co kurczowo trzymał w rękach. Nawet, jeśli trwało to jedynie chwilę.

Chwin pisze o świadomości samego siebie, poczuciu przynależności do wspólnoty, narodowości…
Warto sięgnąć po tę książkę.

Tytuł: Hanemann
Autor: Stefan Chwin
 Wydawca: Marabut, 1995


Krzysztof Chmielewski

WWW.literacka-kanciapa.blogspot.com

Komentarze

  1. Przyznam szczerze, że czytałam tę książkę bardzo dawno temu i dawno o niej zapomniałam, ale dziękuję za przypomnienie, muszę wrócić do niej jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz