Lekki zawód... po lekturze "Mieczy buntowników" Licii Troisi

Dziś będzie krótko, bo i recenzja lekko nieprzychylna. Na temat książek, które krytykuję, nie mam w zwyczaju się rozpisywać, wybaczcie więc lakoniczną formę.

Przyznam szczerze, że dawno już nie czułem się tak niepewnie kończąc lekturę książki. W chwili, gdy piszę te słowa, w głowie mam niemal kompletną pustkę. Brak słów. Sięgam pamięcią do czasu, gdy kończyłem pierwszą część nowego cyklu Licii Troisi – Królestwa Nashiry. Pamiętam, że książka okazała się łatwa w odbiorze, wciągająca i napisana całkiem sprawnie.

Niestety nie da się tego powiedzieć o Mieczach buntowników, kontynuacji cyklu. Oczywiście piszę z punktu widzenia czytelnika dorosłego, bo przedział wiekowy, jaki sugeruje wydawca to 13-15 lat. Odbiorca młodszy, należący do tej konkretnej grupy docelowej powinien być zadowolony, bo całość jest logicznie uporządkowana, a rozwój wypadków postępuje sprawnie i naprawdę potrafi wciągnąć.

Cały czas mam na uwadze to, że pozycja ta nie do końca jest dedykowana komuś, kto przeczytał w życiu około tysiąc pozycji wydawniczych, w tym sporą część z pogranicza s-f i fantasy. I choć staram się w każdej publikacji znaleźć jasne i ciemne strony, pewnych uwag nie da się uniknąć. Te zaś kieruję przede wszystkim do czytelników oczekujących rasowej fantastyki, a nie tylko czegoś, czym można zabić czas.

O ile sama fabuła i sposób jej realizacji jest znośna i nie odstaje od czegoś, co można nazwać standardem, to językowo powieść wypada niezwykle słabo. Nie mam pojęcia, czy to z winy tłumacza, redaktora czy autorki, ale co jakiś czas – szczególnie w scenach walk – warstwa językowa zaczyna przypominać naiwne próby nastoletnich autorów, którzy wcześniej naczytali się heroic fantasy. Brak tu solidności, powagi i czegoś, co nazwałbym dojrzałością autora. Sporo scen jest nienaturalnych, potraktowanych „po łebkach”. Co irytuje jeszcze bardziej, kolejne starcia i dialogi niewiele się od siebie różnią.


Irytują też zachowania bohaterów. Saiph – rozważny młody Femtyta, były niewolnik, okazuje się o wiele rozsądniejszy od Talithy. Ta zaś zachowuje się jak rozpieszczona dziewczynka (właściwie jest nią…), która z jednej strony zupełnie nie wie czego chce od życia, a równocześnie siecze wrogów z podziwu godną łatwością. O ile postać Saipha prowadzona jest jednostajnym trybem, to w przypadku Talithy brak pewnej konsekwencji, o czym przekona się uważny czytelnik.


Po najpopularniejszej włoskiej autorce fantasy, kim kogo książki sprzedaje się w setkach tysięcy (a może i milionach) egzemplarzy, spodziewałem się czegoś więcej. Przez samą pozycję da się przebrnąć bezrefleksyjnie, niemniej ktoś wrażliwy na słowo, znający jego ciężar szybko dostrzeże liczne niedociągnięcia.


Królestwa Nashiry. Miecze buntowników.
Licia Troisi
Zielona Sowa (dziękuję wydawcy za możliwość przeczytania książki!)
Stron: 357


Krzysztof Chmielewski

Komentarze

Prześlij komentarz