Flammender Ruhm! Michał Gołkowski - Stalowe szczury: Chwała (Fabryka Słów, 2015)

fot. Fabryka.com.pl
Tom drugi cyklu Stalowe szczury wydaje się być zupełnie inny niż część pierwsza – Błoto. Wcześniej Gołkowski raczył nas wartką akcją, seriami eksplozji, bebechami wylewającymi się z rozprutych brzuchów, jękami umierających i autentyczną grozą. Było szybko, efektownie, szumnie i z dużą ilością przemocy. Słowem – wojenna zawierucha pełną gębą.

Chwała zaś jest jakby „statyczna”, o wiele bardziej wyważona. Tutaj każdy ruch, nim zostanie wykonany, wydaje się być dokładnie przemyślany, rozważany po dwakroć. Spora część akcji dzieje poza frontem, ba powiedziałbym, że często nie tyle na tyłach, co w głowach bohaterów. Autor skupia się tym razem na emocjach, przeżyciach, pogłębieniu psychicznym postaci. Ma to swoje plusy i minusy, bo z jednej strony dostajemy coś więcej niż tylko powieść wojenną z elementami sensacji/kryminału, z drugiej zaś, może to zawieść niejako oczekiwania niektórych czytelników, którzy, jak mniemam, dzień bez dźgania bagnetem i gwałtów uważają za stracony. 

Z tego też powodu lektura Chwały zajęła mi więcej czasu niż miało to miejsce w przypadku Błota, jednak nie uważam, by powieść była przez to w jakikolwiek sposób uboższa.


Oczywiście, nie brak tu spektakularnych działań na tyłach wroga, lądowych i… powietrznych bitew (tyle zdradzę), morza krwi, licznych obrazów śmierci w niewyobrażalnych męczarniach, mocnych słów i szeroko pojętej wojny totalnej. Realia w jakich się znajdujemy siłą rzeczy wymuszają ciągły ruch. Niemniej, daje się wyczuć swoiste wstrzymanie fabuły pędzącej wcześniej na łeb na szyję.

Akcja zwalnia, ustępując narracji nie tyle spokojniejszej, co raczej przeplatanej przystankami na złapanie oddechu, wyjaśnienie kilku kwestii spornych, niedopowiedzeń. Co rusz pojawiają się retro- i introspekcje, rozważania natury moralnej, opisy zmagań ludzkiej psychiki z niedoskonałym ciałem.

Widać to zwłaszcza w początkowych rozdziałach, w których Gołkowski świetnie uchwycił to, co dzieje się z człowiekiem na wojnie. To, jak zmienia się sposób myślenia, interakcje z otoczeniem, gdy zniknie nagle stan permanentnego zagrożenia. Żołnierze, którzy od wielu lat nie wychodzili z okopów, którym nad głowami świstały kule, u stóp pełzał gaz, a za każdym rogiem, w każdej dziurze mógł się kryć wróg z bagnetem lub granatem w ręku, nie są w stanie funkcjonować w ciszy. Nie śpią, nie jedzą, zaczynają… przypominać sobie dawne życie, marzyć. Tracą czujność. To niesamowite jak potrafi zmieniać się ludzka psychika.

Irytują, bo coś musi, utarte zwroty językowe (w stylu „uderzył w ziemię z wdziękiem worka kartofli”, czy „odór grobów”), którymi książka jest usiana. Warto pomyśleć o stosownych synonimach (tak, wiem, że czytałem wersję przed korektą), nawet jeśli to sformułowania lubiane przez autora.

I strasznie deprymujące jest to, że, motyla noga, polubiłem Reinhardta, bosmana, Heiniego, Deega i resztę ekipy, a historia z ich udziałem powoli dobiega końca. Chyba, że autor zechce kontynuować ją, rozciągając w nieskończoność jak uczynił to Jacek Piekara, którego cykl inkwizytorski zjada powoli własny ogon.

Choć to banda morderców, degeneratów pierwszej wody, urwipołciów, gwałcicieli… mają swój, nie da się ukryć, urok. Okazuje się, że posiadają ludzkie odczucia, a w ich piersiach bije coś więcej niż mechaniczne serca maszyn gotowych zabijać na każde skinienie ich kapitana.

Polecam więc tym którzy oczekują krwawej jatki i tym, którym bliższe są teksty bardziej lotne. Śmiem twierdzić, że Chwała wielu czytelnikom przypadnie do gustu.

Michał Gołkowski
Chwała
Fabryka Słów, 2015
Stron: 367

Dziękuję wydawcy za możliwość przeczytania powieści.

Krzysztof Chmielewski
Korekta: Klaudia Kępska


Komentarze