Recenzja: Andrzej Pilipiuk: "Oko jelenia. Sfera Armilarna". Fabryka Słów, 2011.


Zaskoczył mnie Pan Pilipiuk po raz kolejny. Pokazał, że potrafi swobodnie operować na tak dużej przestrzeni tekstowej jaką jest kilka tysięcy stron… Tyle bowiem liczą wszystkie tomy ­Oka jelenia, z których ostatni  Sfera Armilarna, kilka dni temu trafił w końcu w moje skromne ręce.

Przerzucałem kolejne strony zarówno z nadzieją, jak i niepokojem. Życie aktywnego czytelnika nauczyło mnie, że co za dużo – to nie zdrowo. Tak było m.in. z cyklem „Shannary” Brooks`a. Na szczęście autor Kronik Jakuba Wędrowycza za szczęście wiedział, kiedy powiedzieć dość i całkiem sprawnie zakończył historię trójki bohaterów – Marka, Staszka i Heli. Wypoziomował wszystko co dotychczas stworzył, dzięki czemu udało mu się skomponować kilka tomów bez większego zmęczenia materiału. Rzecz jasna są z serii momenty – a nawet tomy – słabsze fabularnie i warsztatowo, lecz całościowo wypada bardzo przyzwoicie.
Finałowy tom serii stanowi zarówno wypadkową moich przewidywań, co do losów wyżej wspomnianych postaci, jak i (szczególnie w końcowych partiach tekstu) całkowite novum. Finałowe sceny zaskakują i cieszą zadziornością oraz pomysłowością. Nastąpi bowiem nagły zwrot akcji. Skok w bok, można by rzec. Więcej nie zdradzę ;)
A więc mamy tu zestawienie większości wątków pojawiających się w poprzednich częściach. Swoiste podsumowanie całości. Przetrawione zostaną nadgryzione problemy, supły fabularne – niczym leżakujące w kieszeni płaszcza słuchawki – jakimś cudem rozwiążą się w sposób, którego nie sposób było przewidzieć. Przypomnimy sobie smaczki, które umknęły nam na przestrzeni pozostałych części. Trochę ich było, sam bowiem łapałem się na tym, że kilka, czy kilkanaście nazwisk lub przywoływanych sytuacji wyleciało mi z głowy, by na powrót do niej sfrunąć (niektóre po dłuższej chwili namysłu).
Tu jednak nie tylko sama fabuła jest istotna. Sfera armilarna to też pozycja dużo bardziej przejrzysta i świeższa warsztatowo. Jakoś tak przyjemniej się czyta. I nie jest to wina odstępów czasowych pomiędzy kolejnymi tomami (że niby odpoczynek dla mózgu). Dziwnie gładko się autorowi napisało ostanie czterysta stron. Aż dziw bierze na tę świeżość. Ładne to to, okrągłe, gładkie i wysmakowane. Czyta się miło i swobodnie. No i dobrze!
Jest jeszcze jedna rzecz warta uwagi – wiarygodność, niemalże mimetyczność opisu. Pilipiuk świetnie sobie radzi z przedstawieniem uniwersum tamtych czasów. Jak sam wspomina w Posłowiu – starał się oddać go jak najbardziej realistycznie. Pomogło mu w tym wykształcenie (jest, jak wiemy, archeologiem) i prywatne zainteresowania (historia ogólna i krajów skandynawskich). W efekcie, dało to niemal perfekcyjne – tak zakładam, bom laik gdy chodzi o tego typu rzeczy – odwzorowanie epoki Hanzy. To, czego nie znał, nie wiedział lub czego się jedynie domyślał – skonstruował na tyle bezpiecznie, by zmylić wytrawne oko purystów. No, większości z nich.
Dlaczego tak uczynił? Chyba dlatego, że nielogicznym było by umieszczanie wyimaginowanych postaci w przestrzeni całkiem oderwanej od rzeczywistości. Nie było powodów, by wprowadzać fikcję literacką w pełnym tego słowa znaczeniu i puścić wodze fantazji, jak to jest w powieściach z pogranicza tzw. „nurtów alternatywnych”….no i można się czegoś nauczyć.
Te wszystkie elementy klasyfikują Oko jelenia  wysoko w tabeli zawierającej prozę z gatunku fantasy i s-f. Można śmiało stwierdzić, że cykl ten bez problemów dorównuje nieco wcześniejszej Trylogii husyckiej „króla” polskiej fantastyki – Sapkowskiego. Autor Narrenturmu  i serii powieści o wiedźminie stopniowo znika ze sceny literackiej. Pilipiuk depcze mu śmiało po piętach. Dziś to on jest rozchwytywany.
Cóż więc rzec o Sferze… i całym cyklu? Wystarczy chyba tyle, że warto przeczytać. Są tu rzecz jasna momenty słabsze, drobne zgryzy, ale w końcu dostaliśmy od Andrzeja P. coś co jest równie dobre jak opowieści o przygodach Jakuba W., a zarazem – zupełni niepodobne ;)
Nic tylko czytać!


Tytuł: Oko Jelenia. Sfera Armilarna.
Autor: Andrzej Pilipiuk
Stron:  432
Wydawnictwo: Fabryka Słów. Lublin, lipiec 2011. (15 lipca się ukazało,
w rocznicę   Grunwaldu)


Krzysztof Chmielewski

* Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości Wyd. Fabryka Słów.

Komentarze