Fabryka Słów:"Pomnik cesarzowej Achaji" - !!!

Z maila!:


"Pomnik cesarzowej Achai" tom 1, kontynuacja bestsellerowego cyklu Andrzeja Ziemiańskiego , pojawi się po ośmiu latach oczekiwań czytelników.



W sprzedaży już od 04.03!!!

Imperium karmi się krwią swoich żołnierzy.

Wieczne wojny pochłaniają wciąż więcej i więcej istnień. Szkoda czasu na szkolenie żołnierzy – wystarczy, że potrafią stać w szeregu i trzymać karabin. Strzelać nauczą się w boju.

Oto cena przetrwania tysiącletniego cesarstwa. Cena, której nie sposób już dłużej płacić...

Przyszłych zdarzeń nie widzą nawet kamienne oczy posągu dawno zmarłej cesarzowej Achai. Ktoś jednak zna stawkę i reguły tej gry. Jego pierwszy ruch powoduje lawinę.

Wielki powrót autora kontrowersyjnego w opinii krytyków i uwielbianego przez czytelników. Kontynuacja cyklu „Achaja”, obsypanej nagrodami legendy polskiej fantastyki. Osiem lat czekaliście na tę premierę!



Tytuł "Powrót cesarzowej Achai"
Autor Andrzej Ziemiański

Premiera 04.04.2012
liczba stron 688

cena 49,90
seria fabryka słów/ fantastyka polska



fragment:


Barka przybiła do drewnianego pomostu, o mało go nie rujnując. Sternik albo miał niewielkie pojęcie o swoim fachu, albo też w marynarce wojennej panowała właśnie moda na taki styl pływania. Dwie dziewczyny w tunikach piechoty zaczęły wyganiać rekrutów na brzeg.

Nie miały żadnych odznak, żadnych szarż, żadnych insygniów.

Nie potrzebowały. Miały władzę.

– Won stąd! Won! Wyłazić ścierwa! – krzyczały i jednocześnie kopały po głowach te z dziewcząt, które oszołomione nie chciały wypełnić rozkazu. – No co jest? Będziecie

tak siedzieć do jutra? Wyłazić!
Kilku dziewczynom z dziobu udało się zmylić oprawczynie i przemknąć na pomost. Stanęły niezdecydowane, nie wiedząc, co robić. Jedna z witających skoczyła do przodu i zaczęła je okładać pięściami.

– Co tu stoicie jak cielęta? Meldować się!

– Ale jak się do pani zwracać?

– Na brzeg i tam sto przysiadów! – Po chwili funkcyjna zatrzymała się jednak. Pytanie najwyraźniej jej się spodobało. – Do mnie zwracajcie się „jaśnie pani” – wyjaśniła

nawet z pewną dozą uprzejmości. – A do tej drugiej „wasza wysokość”. Zrozumiano?!

– Tak.

– Tu się mówi: tak jest!!!

– Tak jest!

– Ładnie powiedziałaś, ale zrobisz jeszcze sto przysiadów ze względu na brak entuzjazmu w głosie. Ręce za głowę! Wykonać!

Obie, „jaśnie pani” i „jej wysokość” kopniakami wyganiały resztę dziewczyn na brzeg. Kilkanaście jednak zostało na barce, bojąc się wyjść wprost pod ciosy. „Jaśnie pani” stanęła w rozkroku i wzięła się pod boki.

– Sternik! – wrzasnęła. – Zatopić barkę!

Shen zerknęła na niego zaskoczona, czy rzeczywiście poświęci kosztowny sprzęt, żeby pognębić rekrutów, ale sternik wcale nie zamierzał. Z kilkoma marynarzami odblokowali i położyli burtę na płask, a potem po prostu przy pomocy desek zepchnęli dziewczyny do wody. Niezły pomysł, zważywszy, że większość rekrutów pochodziła ze wsi i małych miast położonych z dala od

morza czy większych akwenów. Raczej niewiele potrafiło pływać.
Shen pozwoliła ciału opaść na dno. Kiedy stanęła się na piasku i wyciągnęła ramię do góry, dłoń już wystawała z wody. Niezbyt głęboko. Zresztą dla dziewczyny bez znaczenia, urodziła się na wsi, lecz... rybackiej. Nad wielkim jeziorem. Odbiła się lekko i po kilku chwilach podpływała do brzegu, unikając przy okazji jakichkolwiek ciosów. Tymczasem marynarze zabawiali się w wyławianie duszących się i desperacko walczących o życie dziewczyn przy pomocy bosaków. Bawili się doskonale, a całe widowisko na reszcie rekrutów robiło odpowiednie wrażenie. Z całą pewnością nikt już nie zamierzałsię stawiać.

„Jaśnie pani” i „jej wysokość” nie spieszyły się za bardzo. Powoli skłaniały nowe wojsko do myśli, że popełnienie przestępstwa i skazanie się tym samym na pobyt w głębokim lochu wcale nie jest złym sposobem na uniknięcie armii. Przestraszone dziewczyny wymieniały się cichymi uwagami. Nie spodobało się to „jej wysokości”.

– Stul pysk! – ryknęła na najbliższego rekruta. Rekrut oczywiście zamilkła natychmiast, lecz to nie spodobało się jeszcze bardziej.

– Czemu milczysz jak pień drzewa?!

– Bo kazałaś mi być cicho.

– Co?!!!

„Jaśnie pani” podskoczyła z tyłu i obie zaczęły lać biedną dziewczynę.

– Do mnie się mówi „wasza wysokość”, kretynko. A kiedy ci wydałam rozkaz, to odpowiadasz: tak jest! Zrozumiałaś?

– Tak jest!
– Sto przysiadów z rękami za głową. Nie wyczułam w twoim głosie całkowitego oddania się naszej ojczyźnie oraz jej zbrojnemu ramieniu czyli armii.

Obie oprawczynie zbyt się zadyszały, bijąc, więc postanowiły, żeby rekrutki załatwiły się same.

– Ty! – „Jej wysokość” podeszła do pierwszej dziewczyny z brzegu. – Ustaw wojsko i poprowadź oddział do łaźni.

– Tak jest! – Zagadnięta czegoś już się zdążyła nauczyć. Odwróciła się nawet do koleżanek. – Słuchajcie, ustawmy się jakoś... Musimy przejść do łaźni. O! Stańcie tutaj, o.

– Dlaczego tutaj? – Któraś nie chciała zejść z udeptanego piachu na wilgotną glinę. – Lepiej tam, pod palmami.

– No, będziemy w cieniu. – Poparły ją inne.

– No ustawcie się, proszę. – Wyznaczona do realizacji zadania rekrut nie wiedziała, jakich argumentów użyć. – Stańcie na razie tu, a potem ja was poprawię.

– No ale jak stanąć? W prawo czy w lewo?

– Tu, tutaj, stąd dotąd, mniej więcej. – Biedna dziewczyna pokazywała palcem.

Shen obserwowała scenę spod oka. Jej amulet zdawał się warczeć na szyi. Czemu? Co ona robi nie tak? No myśl, idiotko! Obserwuj. Kim są te dwie bez dystynkcji, które wzięły rekrutów w obroty? No przecież nie generałami. Pewnie same są kapralami albo... Nagła myśl przeszyła umysł Shen. Albo są nikim. Rekrutami, jak one same, tyle że ciut starszymi stażem. I dlatego nie

mają odznak. Kurde, no przecież! Przecież tu znajdują się tylko dziewczęta, które dobrowolnie podpisały, że chcą przejść kurs podoficerski. I następna myśl: dziewczyny, które razem z nią przypłynęły dzisiaj, trochę się różnią od tych dwóch, które mają władze. A jeśli to ten sam kurs, to chyba nie powinne, prawda?

Rekrut na środku usiłowała doprosić się u koleżanek jakiegoś posłuchu. Daremnie. „Jej wysokość” podeszła bliżej i obróciła ją przodem do siebie. Zaczęła do niej mówić, cicho i na pozór przyjaźnie.

– Posłuchaj, mała. – Położyła tamtej dłoń na ramieniu. – Musisz wiedzieć o jednej rzeczy. Musisz mieć choćby zielone pojęcie, o tym, co nazywamy wrodzonym talentem przywódczym. Na razie jesteś ciemna jak noc na cmentarzu i dlatego damy ci czas na przemyślenie wszystkich spraw.

„Jej wysokość” uśmiechnęła się sympatycznie. Tylko Shen stała na tyle blisko, żeby usłyszeć, co mówi. A może inaczej: tylko Shen zwróciła uwagę na to, co mówi.

– Teraz wrócisz na barkę, bo jest strasznie zapaćkana rzygami tych, co miały chorobę morską. A przecież sternik nie będzie tego mył, bo on nie od tego.

– Co mam zrobić? – Jakieś straszne podejrzenie wylęgło się w umyśle dziewczyny.

– Weź szmatę i wyczyść wszystko.

Bezmiar kary szokował tym bardziej, że rekrut nie wiedziała, za co spotyka ją coś aż tak przeraźliwego. Odruchowo wydukała tylko:

– Skąd mam wziąć szmatę?

„Jej wysokość” dotknęła tuniki dziewczyny.

– Przecież masz na sobie. Zdejmij, posprzątaj, wypierz i znowu nałóż. Proste?
Zasłuchana w zaskakującą wymianę zdań Shen nie zauważyła, kiedy z boku podeszła „jaśnie pani”.

– Ty! – Dotknęła Shen palcem. – Ustaw wojsko i poprowadź

oddział do kuchni!

Ulotny moment równowagi wszechświata. Po której stronie się znajdzie? Maleńka chwilka na podjęcie decyzji. Chwilka, która się właśnie skończyła.

– Tyyy!!! – Shen szarpnęła najbliższą koleżankę. – Weź dziesięciu ludzi i ustaw w szeregu od palmy do murku!

– Ale...

Shen trzasnęła dziewczynę w twarz tak mocno, że tamta zatoczyła się, potknęła o coś i upadła. Podskoczyła do następnej.

– Ty wykonasz ten rozkaz!

– Dobrze.

– Stój! Nie widzę w twoich oczach entuzjazmu ani nawet cienia miłości do ojczyzny. Pięćdziesiąt przysiadów!

– Skoczyła do następnej. – Ty wykonasz ten rozkaz!

– Tak jest!

No! Ktoś tu jednak ma głowę na karku. Biegła dalej.

– Ty bierzesz następną dziesiątkę i ustawiasz ich za tamtymi.

– Tak jest!

– Ty bierzesz trzecią dziesiątkę i ustawiasz za nimi

na końcu!

– Tak jest!

– A ty – dopadła jakiejś sieroty, która nie wiedziała, do jakiego oddziału się przyłączyć i przez to robiła wrażenie, że Shen nie jest dobrą organizatorką – masz się dowiedzieć, gdzie jest kuchnia. Pędem!
– T... tak jest.

– No jazda!

Idiotka wybiegła na drogę prowadzącą z portu do koszar i zaczepiła przechodzącą akurat panią sierżant. A ponieważ sierżant nie odpowiedziała na nieśmiałe pytanie, ośmieliła się dotknąć jej ręki i powtórzyć prośbę. Oczywiście zarobiła w pysk. Shen runęła biegiem ratować sytuację.

– Ty kretynko! – Kopnęła podnoszącą się z ziemi rekrut.

– Pięćdziesiąt przysiadów z rękami za głową! Już!

Odwróciła się do pani sierżant.

– Przepraszam najmocniej, to się już nie powtórzy.

– Ja myślę! – O dziwo, pani podoficer odpowiedziała łaskawie. – Dorzuć jej jeszcze pięćdziesiąt ode mnie.

– Tak jest! – Shen skwapliwie wypełniła rozkaz, zapowiadając biednej ofierze, że prędzej jej ojciec zostanie cesarzem niż jego córka skończy robić przysiady. Ta uwaga wyraźnie spodobała się pani sierżant. Shen postanowiła to wykorzystać, żeby zdobyć potrzebne informacje. –

Najmocniej przepraszam jeszcze raz. – Zwróciła się do pani podoficer. – Ale o co ta idiotka pytała?

– Nie wiem, skąd to cielę wytrząsnęłaś. – Usłyszała w odpowiedzi. – Pytała, gdzie jest kuchnia. A przecież prawie pod nią stoimy. – Sierżant ręką wskazała jakiś barak niedaleko.

Shen nie zdążyła nawet podziękować, kiedy z dwóch stron dopadły ją „jej wysokość” i „jaśnie pani”. Skuliła się w oczekiwaniu na jakieś szczególnie wyrafinowane kary. Może nawet wylizywanie pokładu barki. „Jaśnie pani” chwyciła Shen pierwsza za ramię i pociągnęła

w swoją stronę.
– Ja ją sobie biorę! – krzyknęła. I co najbardziej zastanawiające, w jej głosie nie można było wyczuć żadnej groźby. Jedynie radość, jakby nagle znalazła coś przydatnego i to w miejscu, gdzie niczego takiego nie powinno być.

– Akurat! – „Jej wysokość” szarpnęła Shen z drugiej strony. – Ja ją sobie biorę!

– Pędź się, bura suko! To moja własność. Ja ją sobie znalazłam!

– Spierdalaj! – „Jej wysokość” szarpnęła mocno za tunikę. – Ja ją sobie...

– Stulić pyski, kurwy jedne! – wrzasnęła nagle pani sierżant.

Zapadła cisza tak idealna, że dało się usłyszeć cichy płacz nagiej dziewczyny, która własną tuniką czyściła pokład barki przy nabrzeżu. Oczy podoficera nagle zmrużyły się podejrzliwie.

– Czy ta suka, którą szarpiecie, przyjechała dzisiaj razem z innymi?

– Tak jest!

– I nowa, totalnie zielona tak sobie radzi?!

– Tak jest!

Sierżant uśmiechnęła się z niedowierzaniem. Stała dłuższą chwilę w milczeniu. A potem chwyciła Shen za włosy, szarpiąc z całej siły i wyciągając spomiędzy tamtych

dwóch.

– Łapska od niej won jedna z drugą – ryknęła. – Ja ją sobie biorę!

– Ale zaraz, pani sierżant... – „Jaśnie pani” usiłowała się stawiać.

– Czego mnie tu ozorem mieli?
– Bo papier jest! Że nam pluton nowych w pełnym składzie przysłali do szkolenia. I liczba się nie będzie zgadzać.

Sierżant wzięła kartkę z ręki „jaśnie pani” i zmięła w dość sporą kulę. Potem ciągnąc za włosy, przygięła Shen tak, że głowa dziewczyny znalazła się na wysokości jej uda. Drugą dłonią podetknęła jej kulę pod usta.

– Masz, jedz – wydała komendę. – I widzicie? – Podniosła głowę. – To tylko kawałek papieru. Wszystko można z nim zrobić. I dziękujcie, że jestem obrzydliwa, bo bym jej kazała se do dupy wsadzić! Wypluj na drogę, dziecko. Pokaż im, co zostało – zwróciła się do rekrutki.

Shen wypełniła rozkaz bez zwłoki.

– Ale co my powiemy pani porucznik? – „Jej wysokość” zrobiła płaczliwą minę. – Że nam pani rekruta zabrała?

– A powiedz jej, co chcesz – roześmiała się sierżant. – A w ogólności to piechota i tak może dupę polizać wojskom specjalnym. To teraz nasz rekrut.


Komentarze