Recenzja: "GrillBar Galaktyka" M. L. Kossakowska (Fabryka Słów, 2011)

Grillbar Galaktyka Maja Lidia Kossakowska


Z początku nie bardzo wiedziałem co to za książka i czy to danie będzie mi smakować. Sporo dobrego o autorce słyszałem, w dodatku od zaufanych ludzi… Wiedziony wrodzoną ciekawością, żeby nie powiedzieć, wścibskością – zagłębiłem się więc w lekturze.

Zaczęło się dawno, dawno temu w odległej galaktyce. Tak głęboko usytuowanej, że w językach wybitnych kosmicznych pilotów figurowała jako – „diabelnie daleko”. Ludzkość, tak jak Polacy w sieci internetowej stanowiła rasę dzielnych kolonizatorów i zasiedliła wiele planet, zajmując spory fragment przestrzeni kosmicznej. Dokładna data nie jest podana (chyba, że jestem ślepy) jednak powinna Wam, Drodzy Czytelnicy, wystarczyć wieść że to daleka przyszłość… My nie dożyjemy, na szczęście. 



Pytanie brzmi, co w powieści Kossakowskiej nas interesować powinno. Jak kosmos długi i szeroki – pomijam to, że podobno się rozrasta – pełno tu wojen, konfliktów międzyplanetarnych, lotów z prędkością światła, różnorakich ufoludków człeko- i nieczłekokształtnych. Wszystkie te istoty (no, prawie wszystkie) muszą czymś się żywić. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Głównym bohaterem powieści jest Hermowo Madrid Iven – szef i współwłaściciel restauracji „Płacząca kometa”, która uchodzi za jedną najlepszych w galaktyce. Tytuł powieści jest więc jak najbardziej poważny. Zostajemy bowiem dopuszczeni do świata, w którym było niewielu, a z którego pochodzą wszystkie smaczne przekąski, dania i napoje jakie możemy sobie wymarzyć (to jak w tej reklamie Coca Coli, gdzie w automacie żyją małe stworzonka). 
Gdy przekroczymy próg, naszym oczom ukaże się świat niezwykle harmoniczny, dopracowany w każdym szczególne, płynny i nieustający jak szwajcarski zegarek pełen idealnie dopasowanych trybików.
No, ale dość już tego trucia… nie o kuchnią wszak chodzi, a przynajmniej nie tylko o nią. To co się w niej dzieje przechodzi jednak najśmielsze oczekiwania. Toczą się tam batalie, przy których sienkiewiczowskie oblężenie Zbaraża wydaje się być grillowaniem na podmiejskich ogródkach. W kuchni „Komety” życie można stracić szybciej niż w jaskini Szeloby. Swoją drogą, szkodniki, które czasem się tam spotyka zjadłyby ją na śniadanie
Nasz szef kuchni wpakuje się też – co było do przewidzenia – w tarapaty. Narazi się kilku osobistościom… i zabawa się zacznie na dobre. Więcej nic o fabule  nie powiem .

Gwarantuję każdemu, kto interesuje się choć trochę sztuką kulinarną i jednocześnie polityką, że to danie na pewno będzie mu smakować. Nie jest to jednak książka dla smutasów, sztywniaków i ogólnie rzecz biorąc – istot niekumatych. Za to smaczki znajdą tu wszyscy szaleni odkrywcy, ciche wody, ścichapęki i mentalni degeneraci. 
Trzeba uważać, bo danie główne doprawiono słodko-kwaśnym sosem zawierającym wiele podtekstów, ironii, aluzji i gorzkich uwag. Jadowitych kąsków też można kilka wygrzebać. Ale wszystko świeże i podlane aksamitnym sosem stylu autorki Siewcy wiatru.
Już kusi, by biec do biblioteki i pochwycić zaległe woluminy.

Paleta smaków i barwnych dekoracji jaką posługuje się Kossakowska rozpościera się niczym szwedzki stół na wielkim bankiecie lub kolacji w pięciogwiazdkowym hotelu.
Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. Nieumiarkowanie w wyżej wymienionych czynnościach – wskazane
.
Smacznego wiec.


Tytuł:  Grillbar Galaktyka
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Wydawca: Fabryka Słów
Premiera: październik 2011
Stron:  512
Gatunek: fantasy, s-f, powieść

Ocena: 10/10

Literacka Kanciapa

* za egzemplarz dziękuję Fabryce Słów


Komentarze

  1. Nie spodziewałam się tak wysokiej oceny... Aż mnie kusi, żeby sprawdzić, czy faktycznie ta książka zasługuje na maxa. No i moje ukochane SF... Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się z tego typu literaturą nie za często spotykam...
    Ale Fabryka wydaje ciekawą S-f ;) INwersja też była niezła...

    Widzę, że czytasz EPIC ;) moja recenzja się ukaże dziś o 20 na antenie Radia Egida a jutro jakoś na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz