Recenzja: Zygmunt Miłoszewski "Uwikłanie" (WAB, 2007)

Kolejny raz miałem przyjemność zaczynać od debiutu literackiego. Przynajmniej na polu kryminału. Zygmunt Miłoszewski sławę, całkiem z resztą sporą, zyskał już wcześniej dzięki absolutnie już debiutanckiej powieści grozy zatytułowanej Domofon oraz baśni Góry żmijowe. Czasami tak jednak bywa, że bardziej ciągnie pisarzy na ciemną stronę mocy.


Tylko na tym zyskał. I ja także, swoją drogą. Mała dygresja na początek. Chyba muszę tę recenzję uznać za element pewnego cyklu, gdyż do Uwikłania dotarłbym pewnie i tak i tak, lecz zajęcia z literatury kryminalnej na Uniwersytecie Śląskim przyspieszyły nieco tok mojej pracy. Co bardzo mnie cieszy. Do rzeczy więc.



Miłoszewski skomponował, bo inaczej tego ująć nie można świetny, choć dość standardowy  (sztampowy?) tekst. Nie ma tu rewolucji, nowych szlaków, czystej formy, ani specjalnego nowatorstwa. Jest za do sporo talentu.


Autor Domofonu niezwykle sprawnie porusza się w materii języka powieści sensacyjnych. Czuć tu wielkie zainteresowanie klasyką historii szpiegowskich, detektywistycznych. Mnogo tu od magicznych, nieśmiertelnych chwytów jak choćby kreacja głównego bohatera.


Ten zaś to klasyk, old timer, rolls royce… Postawny,  przystojny, szalenie uczciwy i oddany sprawie. Wyposażony w przynależną każdemu prawemu stróżowi porządku intuicję. Prokurator Teodor Szacki stanowi połączenie – jak dla mnie – detektywa Kolombo (nie  wyglądu), Marlowa i Herkulesa Poirota z lekką domieszką McCabe'a z serialu Gliniarz i prokurator. Elegancki, a zarazem uszczypliwy. Z drugiej strony – skromny, bo nie bierze „w łąpę”. Dziwne prawda? Coś tam za uszami ma, jak każdy, ale to mit, ideał, uczciwy urzędnik państwowy. Śmiechu warte. Ale może prawdziwe.


Szacki musi zbadać tajemniczą sprawę zabójstwa pewnego mężczyzny. Zwykłego szarego obywatela w średnim wieku. Pozornie, jak się okaże. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że facet leżał w opuszczonym pomieszczeniu z rożnem wbitym w oko… Właściwie to w mózg, ale przez oko. Na dodatek zbrodnię popełniono w zakładzie terapeutycznym, w noc po ciężkiej, trudnej sesji z lekarzem. 


Nasz detektyw podskórnie czuje, że coś jest nie tak. Znamy te numery, więc zaczyna prowadzić sprawę, badać poszlaki… Powoli, powoli odkrywa coraz więcej kart aż trafia na trop, który ktoś zostawił wiele lat temu… Nie musze chyba mówić, że komuś się tym narazi.


Zygmuntowi Miłoszowskiemu udało się napisać powieść, która dziś jest już „klasyką” polskiego kryminału kilku ostatnich lat. Fabuła jest zwarta, kształtna i soczysta. Są rzecz jasna elementy nie pasujące. Momentami język staje się zbyt swobodny, dialogi „letko” drętwe, a sytuacje jakby żywcem wyjęte z prozy Agaty Christie czy Doyla. Ale nic to, jak mawiał Wołodyjowski. Plagiatu nie popełnia, a książką wciąga.


Wtórność obecna w całej już chyba literaturze nijak nie przeszkadza. No, może wielkich znawców, tych, którzy na tego typu literaturze znają się od lat. Dla mnie to kolejna wspaniała przygoda i wiem, że kolejne książki tego autora znajdą się w mych rękach w najbliższych tygodniach i miesiącach.



Tytuł: Uwikłanie

Autor: Zygmunt Miłoszewski

Wydawca: W.A.B.

Premiera: 2007

Stron:  328

Gatunek: kryminał, sensacja, thriller



Ocena: 9/10



Literacka Kanciapa




Komentarze