Recenzja: Conor Kostick: "Saga" (II tom trylogii "Kroniki awatarów", Telbit 2012)

Drugi tom trylogii Kroniki Avatarów Saga jakościowo wypadł bardzo obiecująco. Ośmielę się nawet rzec, że lepiej niż inicjujący cykl Epic. Conor Kostick pokazał, że umie pisać jeszcze lepiej, jeszcze ciekawiej i najważniejsze, że jednak potrafi stworzyć porządne zakończenie. Poprzednio nieco się z tym pospieszył i finisz nastąpił nieco za wcześnie. Tym razem wyhamował, spuścił nieco z tonu i efekty możemy podziwiać na trzystu sześćdziesięciu stronach wysokogatunkowego s-f. By dać wyraz swemu zadowoleniu pozwolę sobie na lekki spojler.



Akcja, tak jak w części poprzedniej rozgrywa się przede wszystkim w świecie wirtualnym, z tym jednak wyjątkiem, że autor wprowadza nas w całkowicie nowy, nieznany zupełnie interfejs. Tytułowa Saga, kolejna dana nam cybernetyczna rzeczywistość, dziwnym trafem łączy się grą jaką znamy z części poprzedniej. Jak? Tego nie zdradzę, choć sposób w jaki te dwa uniwersa się stykają jest dość interesujący.

Po raz drugi spotykamy Erika i jego Cindellę Smokobójcę, z tą jednak różnicą, że w roli drugoplanowej. Pierwsze skrzypce gra tutaj Zjawa, młoda, czarnoskóra anarchistka z niejasną przeszłością… Wokół niej zaczynają dziać się nie do końca zrozumiałe rzeczy. Okazuje się, że nie jest tym, za kogo się uważa…

Fabuła rozwija się płynnie, sprawnie i rzekłbym iż z polotem. Autor, tu przyznam całkiem szczerze, zaskoczył mnie całkowicie. Nie sądziłem, że aż tak mnie to wciągnie. Spodziewałem się raczej kiepskiej kontynuacji a tu proszę. Bieg wydarzeń ze strony na stronę staje się coraz szybszy, ale wszystko na szczęście „trzyma się kupy” i żaden z wątków nie zostaje zaniedbany. Czujemy się syci… Choć może nie do końca, bo jest i trzecia część.

Całość prezentuje się bardzo dobrze. Uniwersum w jakim rozgrywa się akcja – Saga, wydaje się też o wiele bardziej zaawansowana i rozbudowana. To świat całkowicie inny od nieco anachronicznego Epica. Trafimy nie do realiów fantasy, a dość mocnego science fiction. Jest jeszcze jedna różnica, o której powiem tylko tyle, że w tamtym świecie serwer jest o wiele bardziej poważnym  elementem rzeczywistości niż ma to miejsce w świecie Cindelli.

Warsztatowo Kostick się poprawił. Chyba, że tłumaczowi coś nowego przyszło do głowy. Czytać się da, jak najbardziej. Pan Dariusz Kopociński ma dryg do tej roboty.

Jedna rzecz mnie tylko zastanawia, a nawet martwi… By autor nie popełnił tego samego błędu co Terry Brooks, który swoich bohaterów wysyłał po kolei do czterech krain w świecie jaki stworzył. Jak na razie na to się właśnie zanosi, ale być może się mylę…
Inne błędy? Momentami fabuła zwalnia i rozluźnia się. Autor wpada też na mielizny kreacyjne i chwilami tekst staje się miałki, a pomysły płaskie i banalne. Wyjątek jednak potwierdza regułę, bo plusów na szczęście więcej niż minusów w tej powieści.

Tomem wieńczącym trylogię Kroniki Avatarów jest Edda, którą zajmę się w najbliższych dniach. Tam według zapowiedzi wydawnictwa Telbit spotkamy i Cindellę i Zjawę. Co to będzie? Nie wiem, dopiero zaczynam tę podróż. Oby okazała się nie tylko kolejną wspaniałą lekturą, ale także przygodą, bo przecież o to chodzi w literaturze by otwierała nam bramy do innych światów.


Ocena: 9/10

*      Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Telbit


Literacka Kanciapa

Komentarze