Recenzja: Marcin Erlin "Policjant" (Warszawska Firma Wydawnicza, 2012)

Kim jest policjant? Pałą? Psem? Umundurowanym katem, który za nic ma spokój, którego ponoć ma bronić…? W gruncie rzeczy niewiele wiemy o tym, co dzieje, lub może się dziać wewnątrz tego środowiska.
Gliniarz z Beverly Hills, Starsky&Hutch, Brudny Harry, a nawet Zabójcza broń, mimo iż są kultowymi obrazami przedstawiającymi pracę tej formacji to tak naprawdę są tylko scenariuszami filmowymi… Fikcją noszącą jedynie ślady mimetyzmu. Większość funkcjonariuszy odbębnia nudne patrole, wypełnia kwity, a w wolnych chwilach zbiera burę od przełożonych, za ich błędy.  Ale nie tylko.
Skąd takie przemyślenia? Ostatnio wpadła mi w ręce debiutancka powieść Marcina Erlina – „Policjant”, która oparta jest na jego własnym doświadczeniu, a może nawet życiu. Zapewne nosi ślady autobiografizmu, wszak autor jest byłym gliną. Ale nie o to chodzi by dopatrywać się ukrytych faktów, nie.
Jak na debiutanta Erlin pisze bardzo sprawnie. Choć Policjant napisany jest dość mocnym, nasyconym wulgaryzmami językiem czyta się to bardzo dobrze. Czy rzeczywiście tak się mówi w tym środowisku? Czy opis dobrze je oddaje? Sam pracowałem w kilku miejscach, choć nie jako policjant i przyznam, że jest spore podobieństwo. Więc to „problem uniwersalny”. Nie to jednak mnie intryguje, a pewna doza subtelności, ulotna iskra talentu, która ze słów na k… i ch… czyli narzędzie kreacji świata o dość mocnej i stabilnej kompozycji. 

Treść kipi frustracją, żalem, a momentami nawet gniewem w stosunku do pracy, ludzi, świata… Swoją drogą to co można wyczytać nie jednego przyprawiło by o zawał serca. Przemoc, groźby, szantaże, zaocze procesy, fatalne warunki socjalne i finansowe policji… jednym słowem masakra. Choć Erlin opisuje to, co znamy z polskich mediów, a niektórzy z własnego doświadczenia – nadal nas to boli i zastanawia. Kto normalny ryzykuje życiem (bo i tacy tam są) „za 1200 kuźwa na rękę”?
No i pojawia się kwestia bardzo ważna… To, że policjantem się jest na całe życie. To nie moda, fucha, a cel istnienia. Nienawiść miesza się z paradoksalną, chorą miłością do tej roboty. I chyba to autor chce nam powiedzieć. Że w psiarni lekko nie ma, ale tam dom Twój, gdzie serce Twoje.


Z drugiej strony wypływa momentami pewna przesada… Mam wrażenie, że w pewnym punkcie autorowi zabrakło pary. Język zaczyna trochę kuleć, fabuła kluczyć i zataczać koło. Jeszcze chwilę temu wlepiałem z niedowierzaniem oczy w karty zadrukowanego papieru, z rozdziawioną gębą chłonąc każde słowo, a tu nagle muszę się wdrapywać na barykady… po kilkunastu stronach ściana puściła, uścisk zelżał nieco i fabuła popłynęła nieco spokojniej. Tak już jest, nie tylko z debiutantami, że nie zawsze da się trzymać narrację i frazę na jednym i tym samym poziomie. A już podnieść go o poziom wyżej – to już trzeba mieć nie lada talent.
Erlin talent ma, ale jako „dyletant” ma też przed sobą niemały maraton, który powinien ukończyć. Na mecie czeka kolejna powieść (bo jest zapowiedziana) utrzymana w dobrym stylu. Autor to facet z pokaźnym bagażem doświadczeń i niewiele mniejszym, podręcznym zapasem drygu do pisania. Oby nie wywalił całego magazynku na ślepo, bo Policjantem trafił w czuły punkt! I to się chwali.
Polecam.


Tytuł: Policjant
Autor: Marcin Erlin
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 246

Ocena – 9/10

Komentarze