Recenzja: Paweł Patucha "Turniej" (Warszawska Firma Wydawnicza, 2012)




W ostatnich miesiącach, wielokrotnie było mi dane zapoznać się z debiutami literackimi, tak w sferze poezji, jak i prozy fabularnej. Czasem i reportażu. Co chwila się zastanawiam, w której z wyżej wymienionych sfer najłatwiej, a w której najtrudniej dojść do „poziomu druku” i zyskać możliwość zajęcia miejsca, nawet najmniejszego, na półce księgarni…

Moje doświadczenie, jako czytelnika, nigdy nie będzie na tyle szerokie, by dać mi pewność i pełną swobodę w ferowaniu wyrokami „znawcy”. Z drugie strony, nigdy nie będzie mi dane przeczytać wszystkich książek świata (a nawet samej beletrystki polskojęzycznej…), więc jakaś luka dla mnie się znajdzie.

Ośmielę się stwierdzić, że o wiele trudniej jest napisać dobrą powieść, ocierającą się choć, o fantastykę, niż jakąkolwiek inną książkę fabularną. I skupmy się na tym.
Nikt nie oczekuje od debiutujących autorów poziomu Tolkiena, Zajdla, Sapkowskiego czy nawet Grzędowicza. W tym gatunku napisano już tyle identycznych powieści, że wstrzelić w rynek może się tylko i wyłącznie ktoś, kto ma albo fenomenalny, powalający na kolana talent, albo pr-owców na poziomie prezydenta Putina.

Kilka dni temu miałem okazję przeczytać powieść – pierwszą rzecz jasna – autorstwa niejakiego Pawła Patuchy. Książkę swym znakiem firmowym opatrzyła Warszawska Firma Wydawnicza, która współpracuje ze mną już od pewnego czasu, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Widzę, że starają się zapełnić pewną lukę na rynku debiutów. Faktycznie, pod ich auspicjami ukazują się mało rozpoznawalne, ale bardzo interesujące tytuły. Tym razem jestem jednak mocno rozczarowany.

Nie chodzi o to, że Pan Paweł stworzył historię wtórną, to mnie najmniej interesuje. U większości „znanych” polskich fantastów pojawia się w kółko to samo… Rzekłbym, że piszą tylko i wyłącznie dla kasy lub pod przymusem wydawców, co rusz podsuwając nam odgrzewane kotlety… łamiąc przyrzeczenia, że to już koniec itd. itp. Nowatorstwa ze świecą można szukać.

Dla mnie liczy się przede wszystkim to, czy powieść mnie wciągnie. Czy mnie, a nie mainstreamowym krytykom się spodoba. Bo przecież chodzi o to, by dobrze się bawić. Albo pomyśleć.

Turniej, bo taki tytuł nosi powieść Pawła Patuchy jest książką, co do której, ciężko odnieść mi się w pozytywnych słowach. Lektura, powiem wprost, była męcząca i irytująca.

Nieporadność językowa, ciągłe powtórzenia, częste nielogiczności (polecam 2 i 3 akapit na stronie 68), brak wyczucia w operowaniu wulgaryzmami… To tylko początek.
Autor Turnieju, choć pewnie prywatnie jest miłym facetem (bo miłośnicy fantastyki nie mogą być gburami), to z obróbką tekstu nie radzi sobie najlepiej. Na przestrzeni nieco ponad trzystu stron, miałem do czynienia jedynie z bezustannymi potyczkami, kłótniami, pijaństwem i kopulacją. Seksem to wszystko aż ocieka… gdyby, go chociaż trochę, urozmaicić… ale nawet tu nie ma czym zawiesić oka… Idealne na scenariusz do Hollywoodzkiej produkcji ale nie dla fanów tego typu literatury. Wbrew pozorom, ci bardziej oczytani, mają o wiele większe wymagania estetyczne niż się powszechnie sądzi.

Postaci i ich dialogi są często nienaturalne, sztuczne i wymuszone. Brak tu głębi psychologicznej, czegoś, co sprawi, że którakolwiek przykuje uwagę. A stykam się tutaj jedynie z dzielnymi wojakami i cycatymi panienkami… To nie film porno ani manga…
Uniwersum wykreowane w powieści też pozostawia wiele do rzyczenia… Brak obycia, wiedzy merytorycznej, iskry w opisie, która zakryła by niedociągnięcia…

Cała powieść pisana jest trochę na kolanie, na siłę, tylko po to, by wydać. Drażni dodatkowo opis z czwartej strony okładki… Pan Patucha ma marzenia jak najbardziej normalne w przypadku pisarza… Ale… trzeba nim być.

Ani mnie ta książka ziębi, ani grzeje w sumie. Szkoda mi tylko autora, który przy dobrych chęciach zbiera od recenzentów – na chwilę obecną – przede wszystkim opinie negatywne. Dwie już czytałem, a teraz dorzucam swoje pięć groszy. I proszę nie mieć mi za złe.

Tak jak kiedyś Patrykowi Szczypkowi, który też w WFW wydał druk w tym klimacie, tak teraz autorowi Turnieju radzę dobrze przemyśleć to, co napisał, tworzy w tej chwili i w myślach układa. Nie od razu Rzym zbudowano. Polecam pisać mniejsze formy, jakieś opowiadania…

Może tu się uda, bo Turniej wiele na rynku nie wywalczy… A nikt nie lubi lądować na tarczy…


Tytuł: Turniej
Autor: Paweł Patucha
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza, 2012
Stron: 308
Gatunek: fantasy, powieść


Za egzemptarz serdecznie dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej

Ocena ogólna: 2/10

Krzysztof Chmielewski

Komentarze

  1. ...wywalczy ...na tarczy...

    ale Cię ostatnio bierze na tę poezję:D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz