Recenzja: S. Szymutko: 'Nagrobek Ciotki Cili" (Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2001


Z tą książką mam problem i to spory. Przychylam się do tego, co w posłowiu napisał Krzysztof Uniłowski, czyli pytania, dlaczego Szymutko nie napisał zwyczajnie powieści. Bo tak sobie myślę, że mógłby odnieść nie tyle sukces komercyjny… straszne słowo  jego przypadku… ale przede wszystkim jakościowy. Dowodem może być nominacja do Nagrody Nike. Nagrobek Ciotki Cili, od kiedy dwa lata temu pierwszy raz wziąłem go do ręki, nie upuszcza mojego serca i duszy po dziś dzień. I chyba nigdy tego nie uczyni.
Problem mam jeszcze jeden. Gdyby napisał powieść, a nie tekst naukowy, czy też paranaukowy – łatwiej było by mi się wypowiedzieć w sposób rzetelny. Tak, nie czuję się do końca kompetentny, by z nim, bądź co bądź, dyskutować. Choć mi nie odpowie. To trudne teksty. Fascynujące, ale skomplikowane. Nie do końca je rozumiem, ale myślę, że choć trochę o nich mogę Wam, Drodzy Czytelnicy, przekazać. Tyle ile sam rozumiem, albo wydaje mi się, że rozumiem.
Nagrobek ciotki Cili jest zbiorem trzech, w sumie czterech utworów eseistycznych… Czy opowiadań? Kwestia sporna. Natomiast na pewno są to teksty poruszające do szpiku kości. Mocne, soczyste, postawione na solidnych, a równocześnie kruchych fundamentach.

O czym pisze Szymutko? O wszystkim i o niczym. O tym, czego żadne z nas zdaje się nie zauważać. Pisze o sobie, o  mnie, o nas wszystkich. Jeśli tylko myślimy i czujemy w sposób podobny.
Porusza temat tak zwanej małej ojczyzny. W sensie formalnym, fizycznym – pisząc o Mysłowicach i dyskutując z samy sobą, dlaczego nie są tak sławne jak Dublin. I następuje tu skromne porównanie do Joyce’a. Ale to nie megalomania, raczej poczucie (delikatne ale jednak) niższości… albo czegoś co nie do końca da się wytłumaczyć.
Pyta też o ojczyznę w sercu. Upada hasło, tan dom twój, gdzie serce twoje. Bo miejsce jest jedno, do innych można się jedyni przyzwyczaić. I to tez go dziwi. Wychował się w Mysłowicach, grał w piłkę na Wembley, na Cimoku. Dławiła go kultura polska… Wszak wzrastał w śląskim świecie. A został polonistą; uznanym, cenionym historykiem literatury, która kiedyś była dla niego utrapieniem. Bełkotem, opowiadającym o rzeczach absolutnie sprzecznych z jego światopoglądem. A jednak je pokochał. Nie wyrzekając się równocześnie, swoich korzeni.
Szymutko dostrzega zanik śląskości. Tak fizycznej jak i mentalnej. (Do podobnych wniosków dochodzi, polemizujący z nim w Lajermanie Aleksander Nawarecki, bo i o nim warto wspomnieć (kiedyś zrobię to nieco szerzej))
Co istotne, potrafi też obiektywnie, i nie przesadzam tutaj, spojrzeć na to kim jest. Choćby zestawiając siebie i swoją pseudo-wiedzę (sam tak pisze!) z tym, co o świecie wiedziała tytułowa Ciotka Cila.  Ona zdaje się być lepsza. Trafniej pojmuje, choć o tym nie wie, to, z czym borykają się wielcy filozofowie. Tak więc Szymutko, i ma tu mój poklask, prostotę myśli przeciwstawia wybujałym, abstrakcyjnym powieściom. Dochodzi jednak do pewnego konsensusu pomiędzy nimi.
To, co napisałem powyżej stanowi jedynie cząstkę tego, co powinienem. Nagrobek Ciotki Cili jest lekturą wymagającą. Potrzebuje czasu, tak ona jak i czytelnik, by przekazać sobie wzajemnie konkretne treści. To ksiązka dla każdego. I dla wykształciucha, profesora i dla przeciętnego czytelnika, którzy przypadkiem bierze ją do ręki. Nie trzeba czytać całych tekstów, by czegoś się od Szymutki nauczyć.

Tytuł: Nagrobek Ciotki Cili
Autor: Stefan Szymutko
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2001
Stron: 110
Ocena: 10/10




Komentarze