Recenzja: Janusz Głowacki "Antygona w Nowym Jorku" (Elipsa, 2008)


To była lektura obowiązkowa na pewne zajęcia… od czasu do czasu (co raz częściej przy literaturze współczesnej i najnowszej) przekonuję się, że studia, które wybrałem, mają sens. Choćby dlatego, że mogę poznać coraz to ciekawsze dzieła literackie.

Jednym z nich jest Antygona w Nowym Jorku, dramat Janusza Głowackiego. To historia trójki (właściwie czwórki) bezdomnych emigrantów – polaka Pchełki, rosyjskiego Żyda Szaszy i Anity – Portorykanki.

Zacząć należy od tego, że tytuł ani forma w jakiej to przedstawiono, nie jest przypadkowa. Zachowano, mniej więcej układ dramatu antycznego. Są postaci, jest i chór, którego rolę pełni policjant. On też wprowadza nas w temat, realia w jakich spotykamy bohaterów dramatu. I gorzki komentarz do tego, co kłębi się w ludzkim umyśle.

No i zostaje Antygona. Jej postać symbolizuje Anita, która chce by Pchełka i Sasza wykradli z prowizorycznej kostnicy ciało jej ukochanego, bezdomnego, który zamarzł kilkanaście godzin wcześniej. Ci zaś, udają się na wyprawę…

To tylko ułamek tego, co Głowacki nam przedstawia. Wątek Antygony, złamanie prawa (tak jak w oryginale, złamania zakazu wdanego przez króla Teb i powołanie się na powinności związane z obrzędami pochowku, tak tu, wyprawa po ciało, które ma być pochowane w masowym grobie…) to szczyt góry lodowej, o którą rozbiłem się podczas lektury. Opadając na dno, zobaczyłem rzeczy przerażające i wgryzające się na stale w świadomość czytelnika…

Głowacki jest doskonałym obserwatorem. Wnikliwym krytykiem. I świetnym pedagogiem.

Opisuje proces upadku człowieka. Kolejne etapy szaleństwa. Wszyscy bohaterowie dramatu (kluczowa trójka oraz kilka pobocznych postaci), przyjechali do Stanów, by zacząć nowe, godne życie. Szasza, by posłużyć się przykładem, miał firmę remontową, Pchełka zaś pracował przy azbeście… Gdy pracy zabrakło, zniknęła pewność siebie, odwaga by stawić życiu czoła. Za tym poszły komplikacje w życiu osobistym, wstyd  przed samym sobą, że nie podołało się wyzwaniu.

Wszyscy oni wegetują. Stan ducha i ciała tych ludzi przypomina mi rośliny lub ludzi przypiętych do aparatury podtrzymującej życie. Nie są w stanie zrobić nic, co ich uratuje. Choć próbują… to fatum, kolejny element nieodzowny, rozbija wszystko w drzazgi.

Fatum są też ich narodowe przywary (i zalety). Pchełka – Polak, jest złodziejem, pijakiem, fałszywym przyjacielem… Jest zawistny zazdrosny i nieczuły. Łatwo wpada w złość. Cieszy go cudza krzywda. Nie potrafi docenić tego, że komuś może być lepiej niż jemu…

Sasza jako Żyd, dba o własne interesy. Wie co mu się opłaci. Czuje, że jego życie ma sens i będzie chciał je zmienić. W przeciwieństwie do Pchełki, ma silną wolę. Powala go jednak na kolana rosyjskość jego natury. Melancholia i pociąg do alkoholu, które w kluczowym momencie rzucą na niego klątwę.

Anita, to w gruncie rzeczy dobra kobieta. Szanuje prawa, pielęgnuje dawne obrządki… Ale jest szalona tak samo jak reszta. Żyje w malignie, opętana wspomnieniami o zmarłym przyjacielu. Świat jaki ją otacza, traci kontury, zamazuje się.

Żadne z nich nie umie lub nie chce naprawić tego, co w życiu zniszczyło. Wyjałowieni, przeraźliwie obojętni, czekają na to, co przyniesie kolejny dzień. Co dostaną z ośrodka dla ubogich, wyżebrzą w parku, ukradną. A potem przepiją.

Antygona w Nowym Jorku to opowieść o upadku człowieka, przerażającym nieszczęściu i bólu. To też opis unicestwienia słynnego i pożądanego za żelazną kurtyną American Dream. Demaskuje tę mistyfikację. Ten mit, w który dalej uparcie wierzymy.  W to, że USA jest krainą mlekiem i miodem płynącą.  A to taka sama dziura jak nasza. Wszędzie są bezdomni, głodni, wszędzie panuje przemoc, gwałt i cierpienie. I władza, która woli zniszczyć niż naprawić.

Dramat Głowackiego jest gorzki. Niesamowicie gorzki i szczery. I pouczający, bo daje nam rady, jak nie należy żyć. I tłumaczy, że nic o nas bez nas. Jeśli nie ruszymy się z parkowej ławki, jeśli nie odstawimy taniego wina i życia z dnia na dzień – nie dojdziemy nigdzie, niczego nie doznamy, oprócz sromotnej porażki, bólu i upokorzenia. Spełnienie i szczęście to element życia, po który upomnieć musimy się, przede wszystkim, wewnątrz duszy, korząc się przed własnym sumieniem.

Nie zawsze los jest dla nas sprawiedliwy. Ale nigdy nie jest na tyle uparty, by nie dać sobie z nim rady.

Antygona w Nowym Jorku powinna być obowiązkową lektura przed wyjazdem. Czy to za pracą, czy to rekreacyjnie. Może nam przewodzić również na naszej ojczystej ziemi. Jako lektura obowiązkowa dla obywateli dziwnego kraju jakim jest Polska. Żebyśmy zrozumieli, że „bezdomny, to taki sam człowiek jak każdy  z nas. Tylko nie ma domu.” A przynajmniej spora część tej „klasy społecznej”.


Tytuł: Antygona w Nowym Jorku
Autor: Janusz Głowacki
Wydawnictwo: Elipsa, 2008
 Seria wydawnicza: Kocham teatr
Stron: 102

Ocena: 10/10





Komentarze