To nie
debiutant, a doświadczony autor. Świadomy tego, co, po co i dla kogo pisze. Widać
to i czuć. Ostatnie tomiki poetyckie, jakie miałem okazję opiniować, traktowały
o miłości, życiu, jego przemijaniu… Ten traktuje o zmęczeniu tą śmiertelną
chorobą… I kilkoma innymi.
Autor pisze o
sobie, nie ma co ukrywać. To coś na kształt poetyckiej autobiografii, tudzież
poezji autobiografizującej. Pisze szczerze, aż do bólu, brutalnie, bez
specjalnego użalania się nad sobą. Choć może musi ból w poezji wykrzyczeć. I trochę
zwrócić na siebie uwagę. Ale to chyba nie jest bezczelność z jego strony. Ani
ekshibicjonizm. Nie. Ja tu czytam szczerość. I chęć pokazania jak to jest.
O litość autor
ni prosi, co to to nie. Nawet sam o tym pisze, w słowie wstępnym. Więc litować
się nie będę. Nie będę współczuł, bo i tego mu nie trzeba. Ale postaram się
przekaz jego przetranskrybować na język przystępny i zrozumiały dla
okazjonalnych czytelników poezji.
To jak cios
prosto między oczy… albo w szczękę… Bohater wierszy, i sam autor, bo to jedna i
ta sama osoba, od kilkunastu lat zmaga się z niewydolnością nerek. Co dwa, trzy
dni przechodzi zabieg dializy, który trwa kilka godzin. Jest półsamodzielny,
uziemiony, ubezwłasnowolniony przez chorobę. I nic nie pomaga. Nawet
przeszczep.
Czytam tu o
bólu. Niewysłowionym. Chyba tylko poezja, albo rewelacyjnie empatyczna proza
może oddać jego część…, ale nigdy tego nie poczujemy… Mam nadzieję…, bo nikomu
choroby nie życzę.
To poezja
traktująca o utracie świadomości… O utracie chęci do dalszej egzystencji. Opis
powolnej, nieuchronnej śmierci… Momentami agonii.
Jest tu
tęsknota za normalnością. Za tym, by spokojnie kłaść się spać, we własnym, a
nie szpitalnym łóżku.
Jest tu brak
zgody na to, co się dzieje. Nienawiść? Chwilami, bardziej udręka… pretensja do świata,
czemu ja.
Przyznam
szczerze, że lektura sprawiła mi ból. Ale i czegoś nauczyła. Szacunku do
siebie, doceniania tego kim jestem. Że jestem zdrowy, normalny, mogę chodzić,
biegać, skakać… myśleć jasno. Nie proszę o śmierć…
I chyba
teraz, każdemu, kto będzie narzekał na świat – pokażę ten tomik. I kilka innych
książek, płyt, filmów, nawet znajomych – z ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi. I
tym, jak zdobywają swoje Himalaje. Prozą, poezją, muzyką, czynem, słowem….
Znajdziecie
tu, Drodzy Czytelnicy, 26 mocnych, dosadnych utworów poetyckich. Podzielonych
na nie mniej makabryczne cykle: Mój los,
Za bramą, Szpitalna rzeczywistość, Anioły i Mimo wszystko trudne. Warsztatowo – standardowo, jedne lepsze,
inne gorsze. Raz wpadające w oko, raz nie do końca. Tworzą jednak silną, dobrze
zorganizowaną, przemyślaną całość. Pozbawioną waty słownej, skupioną na kilku
konkretnych pojęciach.
To zbiór
godny polecenia. Z niecierpliwością czekam na kolejne teksty autorstwa Lecha
Kamińskiego.
Tytuł: Wiem, że idę, nie wiem, czy wrócę…Wiersze
szpitalne.
Autor: Lech
Kamiński
Wydawca:
Warszawska Firma Wydawnicza, 2012 Dziękuję za egz. do recenzji!
Stron: 65
Poezja
Ocena: 9/10
Krzysztof
Chmielewski
Towiersze, które czyta się ze ściśniętym gardłem i zdradziecką wilgocią pod powiekami...
OdpowiedzUsuńLecha Kamińskiego wiersze, to samo życie, spowiedź duszy bez ozdobników i blichtru, droga usłana cierniami i walką o jutro, utrwalona w wersach poezji i wierszach, wywierających u czytelników głęboką refleksję...
OdpowiedzUsuńistotnie. Da się to wyczuć.
UsuńDzięki Panie Krzysztofie, dobrze odebrał Pan przesłanie książeczki. Mam jeszcze jedną książeczkę "Miłość z jesiennym liściem". Rozeszła się wspaniale. A o bólu nikt nie chce czytać, ta rozchodzi się bardzo słabo.
OdpowiedzUsuńDzięki Pani Jadziu, jest Pani bardzo miła
Recenzja
OdpowiedzUsuńNie zrozumie ten, kto nie doświadczył
Cierpienie, smutek, radość, ból, znieczulenie, determinacja, rezygnacja i nadzieja w jednym czasie. Kto tego nie doświadczył może nie zrozumieć. Lech Kamiński w swej poetyckiej książce, zatytułowanej "Wiem że idę... nie wiem czy wrócę..." stara się wytłumaczyć czytelnikowi traumatyczne przejścia ludzi chorych. Niezależnie od tego czy zna to z autopsji, czy też z obserwacji innych osób, nie oczekuje litości, tylko zrozumienia istoty cierpienia. Książka podzielona jest na pięć cykli: "Mój Los", "Za bramą", "Szpitalna rzeczywistość", "Anioły" i "Mimo wszystko".
Czy poezja potrafi znieczulić cierpienie? Ucieczka w poezję to sposób szczególnego znieczulenia. Gaszenie ognia ogniem, tłumienie bólu bólem. Dla autora to zaciskanie zębów jak w wierszu, pt. "Mój los":
"zaciskam zęby i piszę wiersze
o tym że ból jest kolorowy
a igła ma kolec róży"
(...)
Wiersze tego zbioru poetyckiego nie należą do łatwych. Dzięki autorowi przeżyjesz nieznane dla większości czytelników zjawiska, nad którymi zaczniesz się pochylać i rozumieć. Mimo ludzkich nieszczęść i szczególnych doznań tchnie z wierszy optymizm życia i nadzieja... Warto sięgnąć po ten tomik by zrozumieć prawdę o życiu, by zastanowić się nad sobą i bliskimi, by pomyśleć nad losem bardziej potrzebujących.
Jerzy Granowski
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń" A o bólu nikt nie chce czytać, ta rozchodzi się bardzo słabo." Panie Lechu, sam Pan pisze o sobie, że pisanie wierszy jest dla Pana wyrażaniem prawdziwego bólu. Mówiąc inaczej, jest to narkotyk uśmierzający ból, cierpienie. Co to ma wspólnego z tworzeniem poezji? Niewiele. Aby to zaczęło działać, aby stało się własnością czytelnika czy słuchacza musi spełnić wiele warunków artystycznych i społecznych. Przede wszystkim, to musi być poezją, a nie grafomaństwem. Poziom literacki pańskich wierszy jest żenująco niski. Nie ma w nich poezji jest wierszoklectwo nie mieszczące się w regułach poetyki, bo to ani rytmu , ani rytmu, ani metafory. Jako człowiek cierpiący zasługuje Pan na współczucie, ale jako wierszokleta - co najwyżej na prezentacje na jarmarkach i odpustach. To ostatnie raczej nie wchodzi w rachubę, bo Pan brzydzi się każdym miejscem blisko kościoła. Wg mnie ma Pan jeszcze szansę na pozostanie w pamięci najbliższych jako cierpiący, poetyzujący pacjent. Warunek ? Podszkolić się w poetyce, a może Pan zdąży coś dobrego jeszcze napisać. Jedna recenzja nieznanego filologa ( jeżeli juz skończył studia), dziennikarza-reportera-wolnego strzelca, to trochę za mało, aby się chwalić uznaniem. Na Pomorzu jest kilku dobrych literatów, jest oddział ZLP. Czy ma Pan pozytywne recenzje o swojej "twórczości"? Czy jest Pan członkiem ZLP? Reszta jest milczeniem.
OdpowiedzUsuńPoprzedni wpis wykonała: Alicja Sowa, znana Panu z Facebooka, zbanowana z kawiarenki POEZJA i Koszalińskiej Grupy Poetyckiej za zwrócenie Panu uwagi, że na tych profilach popularyzowana i stawiana na Parnasie i Olimpie Poezji jest TANDETA.
UsuńBardzo proszę, by nie prać swoich "brudów" na moim blogu.
Usuń