Recenzja: Marcin Masecki "Polonezy" (Lado ABC, 2013)


To, co prezentuje nam Masecki na płycie Polonezy długo nie dawało mi spokoju. Stąd opóźniona nieco recenzja, za co serdecznie przepraszam Lado ABC, które to udostępniło mi album.

Miałem okazję zetknąć się z twórczością tego artysty już wcześniej. Muzyk jak zwykle, bawi się brzmieniem. Ba, on bawi się jego sensem, igra z nim, tworząc coś na kształt parodii, paszkwilu już w Premiere grande polonaise. Nie inaczej jest, a raczej zdarza się w kolejnych utworach…


Zawartość odzwierciedla okładka, przód samochodu, złożony z kresek, zeszytowy, rozedrgany szkic poloneza, na stronie drugie rozpuszcza się, tworząc bezkształtną masę. Podobnie rzecz ma się z dźwiękiem zapisanym na płycie CD.

Gdy zabrzmią pierwsze nuty drugiego i trzeciego utworu na krążku – wraca rytm. Pojawia się jakaś taka osobliwa błogość, która znów przechodzi w ekstatyczny eksperyment ocierający się o kakofonię. Deuxime Grande Polonaise oraz Polonaise Lente, to też jedyne fragmenty płyty, którymi da się delektować dłużej niż chwilę. Dalej już niemal chaos z prześwitami logiki, tak samo intrygujący jak irytujący.

Całość sprawia wrażenie płyty improwizowanej. Podejrzewam, że częściowo tak jest… Tempo gubi się, zwalnia, to znów przyspiesza, zwodzi nas klucząc pomiędzy stylami, tworząc groteskowe zawijasy. A jednocześnie, wyczuwa się tutaj zamysł. Coś, co sprawia, że pod przykrywką wiru kołacze się jakiś plan, rozkład jazdy. Nawet, jeśli zdawać się może szczątkowy.

Ulotność i ciężar dźwięku. Czar i bluzg. Surrealizm i całkowity rozkład… Muzyczny, brzmieniowy collage, od którego chce się uciec jak najdalej, a jednak nie można się (momentami) oderwać.




By pojąć, o co w tym chodzi, o ile o coś chodzi, trzeba się trochę nagłowić, choć nie gwarantuję, że do czegoś się dojdzie. To nie jest muzyka, która wpadnie w ucho (bo w oko, przy wybieraniu płyt z półek wpadnie zapewne) każdego, kto z Maseckim się zetknie.

Ja, doświadczony po „romansie” z polifoniczną twórczością literacką Stanisława Czycza, po zapoznaniu z poezją konkretną Stanisława Dróżdża, widzę w muzyce Maseckiego, coś więcej niż tylko zabawę. Gra formą, świadomość działania, chęć dokuczenia nam… Kto wie? Czy to jeszcze polonezy, czy też awangardowe potworki? Klasyka czy jazz? Ile ludzi, tyle zapewne będzie opinii. Jest to jednak coś, na co warto zwrócić uwagę. Niecodzienne spojrzenie, wspomnienie, przetrawione przez maszynkę, jaką jest niemal nieograniczona dziś możliwość rekombinacji dźwięku.

Ciekawe, czy Masecki będzie „ostatnim, co tak poloneza wodził”?


Album: Marcin Masecki „Polonezy”
Wytwórnia: Lado ABC, 2013
Współwydawca: Narodowy Instytut Audiowizualny



Komentarze