Recenzja: Robert Zamorski "Senfiliada" (WFW, 2013)


Osobliwa to powieść… Świadczy o tym już opis, jaki możemy znaleźć na czwartej stronie okładki, a którym pozwolę sobie rozpocząć:

Na Ziemi nastąpił totalny regres. W niszczejących miastach gnieżdżą się nieliczni ludzie pospołu ze zmodyfikowanymi genetycznie „myślącymi zwierzętami". Życie, pozbawione wyższych celów, grzęźnie w sporach ideowych i quasi-filozoficznych dyskusjach.
Poprzez ten półmartwy świat wędruje Senfild – Myślący Kot. Ten współczesny kot w butach ma najdziwniejsze przygody – światy realne mieszają się z urojonymi, Autor kłóci się z Narratorem, wtrącają się Czytelnicy. Sny, będące niejasnymi projekcjami przeszłości, przechodzą w majaki generowane przez maszyny, ślady zapamiętanych lektur czy baśni.
Dziwny jest świat tej powieści – splątany, niemal schizofreniczny, pełen niepokoju o drogę, jaką podąża ludzkość, pytań o sens istnienia, o realność i złudność bytu, o religię, komunizm i demokrację.


Debiut Roberta Zamorskiego jest lekturą, o której można napisać wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że jest kiepska. Czasem nudna, chwilami mocno wciągająca. Stanowi osobliwy collage zabiegów narracyjnych i kontekstów. Pozycję, w gruncie rzeczy trudną do jednoznacznej oceny.

By dotrwać do ostatniej strony, trzeba trzymać autora na dystans. Waham się cały czas, pomiędzy sympatią i antypatią dla tej powieści. Jej warstwa językowa, mimo kilku zgryzów, powtórzeń i banałów (których sobie niestety nie zaznaczyłem), nie nastręcza czytelnikowi większych problemów. Całość wydaje się dość spójna i łatwa do strawienia, ale jednak… nie powala na kolana.

Fabuła, rozwijana całkiem sprawnie, w dużej mierze realizuje klasyczny schemat oparty o logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy (i całe szczęście, bo często nie trawię prozy eksperymentalnej). Czasem tylko następuje „skok w bok” i dłuższą chwilę trzeba poświęcić na to, by wszystko sobie w głowie poukładać. Jednak pomysł na to, by z wielkiego kota, będącego wynikiem eksperymentów genetycznych, osadzić jako głównego bohatera, w postapokaliptycznej rzeczywistości, wart jest poklasku… Trzeba mieć fantazję.

Rzecz dzieje się w dalekiej przyszłości, jeśli dobrze pamiętam w okolicy wieku czterdziestego naszej ery… A może i nie naszej, bo świat tylko częściowo należy już do ludzi. Natura powoli odbiera sobie należne terytorium. A że robi to za pomocą efektów jakie przyniosła zabawa w Boga – to już nasza wina.

Senfil, myślący kot, zdaje się być jedynym, który pojmuje to, w jakim kierunku zmierza świat. Stroniący (zazwyczaj) od bezmyślnej przemocy, zafascynowany filozofią i historią – często zatartą – stara się naprawiać świat, przy okazji nikomu nie wadząc. Co oczywiste, dzień po dniu pakuje się w kłopoty.

Chaos miesza się z logiką, humor przeplata się ze śmiertelną powagą, żart z oskarżeniem. Na scenę wkraczają postaci świata realnego i bohaterowie fikcyjnych historii. rzeczywistość miesza się z fikcją, jawa przeplata się z onirycznymi wizjami. Spotkamy tu smoka – anarchistę, partyzantów, genialne roboty… Pojawią się ikony amerykańskiej popkultury…

W tym całym marazmie, pozornej wesołości, kotłuje się jedna myśl. Człowiek niszczy świat w nieustannym pędzi ku, jak mniema, doskonałości. Rozwija się technika, medycyna, genetyka… I przemysł zbrojeniowy. Zbyt ufni we własne siły, nie zdajemy sobie sprawy, że zmierzamy wprost do paszczy lwa. Nasza próżność i buta, kiedyś nas zgubią.

Co irytuje? Gdzieś po drodze autor trochę plącze się w sensach… Traci impet w filozoficznych dywagacjach i nie wiedzieć po co, dorzuca szczyptę politycznych uwag … W każdym razie nie wszystkie elementy zdają się być odpowiednimi.

Jeszcze jedna uwaga na koniec…  Genialna okładka! Miałem w rękach wiele książek, wydanych w wielu różnych wydawnictwach, małych i dużych. Ale tak dobrej okładki dawno nie widziałem. Ukłon dla autora – pana Krzysztofa Krawca.

Reasumując, Zamorski napisał ciekawą książkę. Nie jest to ani arcydzieło, ani pozycja, którą poleciłbym pierwszemu lepszemu czytelnikowi. I choć plusów tu całkiem sporo i powieść, jeśli trafi do szerszego odbiorcy, może gdzieś tam zaistnieć, to wielkich sukcesów nie wróżę. Raz, że rynek literacki jest obfity… Sukces gwarantuje tylko potężna akcja promocyjna…A i w gruncie rzeczy, Senfiliada to nic specjalnie nowego. Mimo iż w mojej pamięci postać Senfila zagości na dłużej, to całość, nie stanowi „nowej jakości”. Bo też czym ona jest? Dostajemy ciekawą historię z morałem, której można poświęcić kilka godzin. Ja nie żałuję. Pamiętajcie jednak, że to tylko MOJA opinia.

Jeśli macie ochotę zerknąć – myślę, że się nie zawiedziecie.





Tytuł: Senfiliada
Autor: Robert Zamorski
Stron: 309
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza (której serdecznie dziękuję za egzemplarz
do recenzji)

Krzysztof Chmielewski

Komentarze