Recenzja: Maciej Wasilewski: "Bogusław Mec. Bib, bam, bom, mogę wszystko" (Bellona, 2013)

Książka Macieja Wasilewskiego nie jest przyjemna. To znaczy, świetnie się ją czyta…, ale z każdą kolejna stroną przychodzi to człowiekowi z coraz większym trudem. Dostajemy bowiem do rąk opowieść o człowieku, który przez wielu był uwielbiany; ale który mógłby być zarówno wzorem jak i przestrogą dla tych, którzy decydują się zagubić w świecie artystów i celebrytów. Proszę Państwa, oto Bogusław Mec.

Wasilewski, co najważniejsze w tej biografii, nie gloryfikuje artysty. Ba, więcej tu chyba słów krytyki (choć nie co pobłażliwej, z przymrużeniem oka, bo takiemu to wolno), niż opiewających słów. To ukłon, ale nie za niski. I szczerość, takie odnoszę wrażenie. Nie ma tu pisania na klęczkach, jak to często bywa. Nie ma usilnego tłumaczenia błędów młodości. Są wszystkie odcienie szarości i z tą paletą barw przychodzi nam się zapoznać.


Bogusław Mec. Bib, bam, bom, mogę wszystko, opowiada o gwieździe estrady, jednej z najjaśniejszych w tamtym czasie. A równocześnie o kimś, kto nie do końca był w stanie pogodzić się tym, że świat nie jest taki kolorowy. Człowieku żyjącym jakby w innym wymiarze, któremu dopiero ciężka choroba, a także nieuchronna śmierć, przybliżyły nieco rzeczywistość. Po latach zrozumiał, że nie tylko „ja” się liczy.

Nie ma tu czerni bieli, tak jakby chciał tego artysta (gdyby żył). Dowiadujemy się, że nie dopuszczał do siebie tego, co przykre, uciekał od tego, bagatelizował. Wszystko musiało być idealne, odpicowane, na glac… Nie było mowy o tym by się smucić, wszak kamera patrzy, albo ktoś robi zdjęcie. No i jest się artystą, tym, który przewodzi. Dobra mina do nie zawsze szczęśliwej gry. A w głębi ktoś, kto zupełnie nie pasuje do tego świata.

Poznajemy losy rodziny Metz’ów, dzieciństwo, wiek młodzieńczy, pierwsze miłości. Wspólnie śledzimy pierwsze, jeszcze niepewne kroki na scenach. Okazuje się, że zawsze go tam ciągnęło. Nie mógł być szarym obywatelem, dla którego istotą życia jest praca na etacie, rodzina i tygodniowe wakacje raz w roku. Nie ta liga. Musiał być kimś, za wszelką cenę. Rzecz jasna odbiło się do na relacjach: rodzinnych, przyjacielskich… Choć Mec tego do końca nie rozumiał, nie wszyscy to akceptowali.

Dość już chyba zdradziłem z treści, starczy tego dobrego. Resztę doczytacie sami, Drodzy Czytelnicy. Nie była by to tak ciekawa lektura, gdybym Wam wszystko wyjawił.

Z kart tej książki wyłania się historia wyjątkowa, poruszająca i godna uwagi. I choć da się tu zauważyć konkretne chwyty mające wzbudzić emocje, przesadną emfazę w momentach kulminacyjnych, i choć tak chyba wygląda całkiem spora część biografii znanych artystów, to nie da się ukryć, że słowa jakie spłynęły na ten papier poruszają i to bardzo mocno.

Polecam więc gorąco, nawet jeśli nie wiecie kim był Bogusław Mec.


Tytuł: Bogusław Mec. Bim Bam Bom, mogę wszystko.
Autor: Maciej Wasilewski
Biografia
Stron: 250
Wydawca: Bellona (2013)
* Dziękuję wydawcy za egzemplarz do recenzji



Krzysztof Chmielewski

Komentarze