Świt ebooków. Numer 2. Wrażenia z lektury i szczypta własnych przemyśleń.

Nie śledzę rynku e-booków. Owszem, zdarza mi się używać czytnika Kindle, ale czytam raczej tradycyjne książki. Kilka dni temu postanowiłem ściągnąć drugi numer periodyku poświęconemu branży e-publikacji.  Świt ebooków, bo taki tytuł nosi internetowy magazyn, zdaje się być czymś, na co warto zwrócić uwagę.

Analizy rynku i możliwości jego rozwoju opracowano w miarę obiektywnie (co warto podkreślić!) i treściwie. Autorami publikacji są ci, którzy na tym rynku są raczej podmiotami czynności twórczych, niż samozwańczymi znawcami.

Dowiemy się jaką siłę stanowi rynek e-booków, kto czyta te formy publikacji i poznamy prognozy na przyszłość. Pojawią się kwestie techniczne (w felietonie, ale zawsze), a mianowicie „odwieczny” spór o tu, co jest lepsze: tablet czy może czytnik? O tym pisze Marcin Łukiańczyk. Warto zerknąć.



Będzie mroczna wizja przyszłości… z politycznym tłem, niestety. Trochę to mętne (choć coś w tym jest), ale notka od Wydawcy zamieszczona na kolejnej stronie ładnie rozwiązuje skomplikowaną pętelkę i uspokoi tych, którzy uwielbiają teorie spiskowe.

O tym czy warto tak mocno bronić „papieru”, jak mają się statystyki czytelnicze, co się najlepiej sprzedaje i kiedy…

Polecam też ciekawy artykuł Pawła Pollaka o pseudo-wydawcach. Sam miałem z taki do czynienia.
Osobny dział stanowią nowości i zapowiedzi RW2010 oraz recenzje blogerów. Dotyczące, rzecz jasna, publikacji tejże oficyny. To jednak można ominąć… Dla mnie, nie umniejszając tej instytucji, to dział najmniej ważny.

Na wywiady, recenzje i opowiadania czasu już nie starczyło, ale powinienem do nich wrócić na dniach. Kilka kusi mnie nazwiskami. Przeczytałem jedynie tekst odnoszący się do twórczości panny Goszczyckiej, z której „publikacją” miałem kiedyś do czynienia. Oby tym razem została wydana poprawnie.

Świt ebooków jako lektora i pismo „branżowe” okazał się intrygujący. Dostarcza nie tylko ciekawych informacji oraz opinii, ale i… dobrze się czyta. To istotne.

By nie rozmieniać się na drobne, zakończę własnymi przemyśleniami. Ta gałąź rynku książkowego najpewniej rozwinie się w przyszłości (choćby z tak prozaicznego powodu jakim jest ekonomia). Prawdopodobnie też druk zostanie wyparty. Podejrzewam, że to kwestia najbliższych kilkunastu może kilkudziesięciu lat.

Tymczasem, zapraszam do lektury. Po raz pierwszy chyba… na ekranie.

Do pobrania na stronie:  KLIK

Krzysztof Chmielewski



Komentarze