Poezja jak "płatek śniegu". O udanym debiucie Anety Kowalkowskiej

Krótko, jak zawsze o poezji. Zwłaszcza tej mającej tendencję do minimalizmu.

Śnieg jest tym co zimne. Jednak jego płatek, sam, pojedynczy, albo w niewielkiej grupie może mieć działanie kojące. Chłodny dotyk na twarzy tłumi złość, uspokaja, studzi charakter. Rzuca w niepamięć to, co wzburzyło w nas krew.

Spływający na nas spokój jest jak „ręka matki na rozpalonym czole”, jak głęboki oddech, zaciągnięcie się papierosem… Jego nadmiar czasem usypia, to znów wprawia z miłe odrętwienie, stan pewnego upojenia. Czasem do przesady. Momentami też zmusza do refleksji, jak to zwykle bywa, gdy miną chwile gorączkowych działań.

Już od kilku tomików czekałem na takie teksty. Na w pełni przemyślane (w większości), wyważone oraz traktujące o tym, co i mnie jest bliskie.

To teksty o samotności, o nie-byciu w świecie, oderwaniu od niego, a równocześnie pełnym w nim zakorzenieniu. O zmaganiu się z tym, co czasami się przydarza. O rozstaniach, przymusowych i nie, o cierpieniu, o nieudolnie tłumionej pamięci, która i tak spoziera na nas zza rozczapierzonych na twarzy palców i wślizguje się pod powieki.

Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Można je jednak zaakceptować, przyzwyczaić się do nich, okiełznać lub oswoić wręcz. Chwilami staje się to przekleństwem, innym razem zaś wspomnieniem, do którego się uśmiechamy się lekko. Jednak nic, co ludzkie, nie jest nam obce prawda? I tego się trzymajmy.

Tomik to gorzko-słodki, czasem kwaskowaty, ale ta mieszanka – choć apetycznie brzmiącą nie jest – pozostawia intrygujący, niezapomniany posmak. Rozczula, denerwuje, zmusza do potakiwania.

I ta podnosząca na duchu pointa…

Nie ma tu tego, co zwykłem nazywać „watą słowną”. Jest kondensacja treści, pewien umiar, takt i precyzja w operowaniu słowem. Momentami oczywiście wkrada się banał, treść trywialna i trafiająca w przysłowiowe „pudło” nie zaś „dziesiątkę”, jednak w większości wypadków poetka chwyta czytelnika i przyszpila go do treści przelanych na papier.

Warto zerknąć, choć na chwilę.


Płatek śniegu
Aneta Kowalkowska
WFW, 2014
Stron: 31

Krzysztof Chmielewski



Komentarze