Dobrze jest
wrócić do książek, z którymi zaczynało się przygodę z polską fantastyką. Księga jesiennych demonów wpadła w moje
ręce dobrych kilka lat temu i pozostawiła lekko zatarty, aczkolwiek wyraźnie zauważalny
ślad. Z radością przyjąłem informację o kolejnym wznowieniu tej pozycji. To w
dalszym ciągu jedna z ciekawych publikacji Fabryki Słów.
Opowiadania
autorstwa Jarosława Grzędowicza sytuują się gdzieś na granicy horroru i
realizmu magicznego. Groza czai się za rogiem, krąży wokół bohatera i
czytelnika nie ujawniając się. Nie od razu dostrzega się zagrożenie i potrafi
przed nim uchronić. Wpada się w sidła, zmyślnie zastawioną pułapkę, z której
nie zawsze da się uciec.
Zagrożenie
nie wydaje się być tak jasne i oczywiste jak w literaturze grozy sensu stricte.
Nie jest tak natarczywe, nachalne. Wraz z każdą sceną robi się jednak mroczniej
i mroczniej. Gęsta mglista atmosfera opowiadań uspokaja i równocześnie budzi w
czytelniku dziwne poczucie niepewności. Człowiek jest podejrzliwy wobec każdej
kolejne strony, niemal pewien tego, że autor pogrywa z nim i próbuje go
zaskoczyć. I udaje mu się. Odczuwa się tu nie lęk, a coś, co go poprzedza.
Przebłysk myśli, że coś jest nie tak…, ale nie ma czasu na reakcję.
Wizyta u
szamana miejskiego po raz drugi przyprawia o ciarki (zwłaszcza, że sam pracuję
w antykwariacie), a pokusa użycia Absolutnej Karty Kredytowej nie maleje. Znów
chce się oswoić wilka, z ciekawości pójść do terapeuty, chwycić się za bary z
tajemniczymi stworami i gonić czarne, żałobne motyle.
Proza Grzędowicza
ma w sobie coś osobliwego, coś, do czego chce się wracać. Mimo iż światy, jakie
konstruuje wydają się być znane, w dalszym ciągu dostrzega się coś nowego. A
to, że dziewczyna wcale nie opuściła młodego bohatera, a to, że postaci
generują coraz to nowsze nawiązania i polemiki ze światem realnym jest jakby
więcej.
Więcej tu
analiz ludzkiej psychiki, opisu zachowań, ludzkich pragnień, niż akcji, której
spodziewaliby się miłośnicy krwawych scen. Oczywiście i tych tu nie brakuje,
jednak fabuła jest o wiele bardziej subtelna i płynna. Całość kotłuje się,
paruje, ale moment wrzenia jest dość krótki.
To lektura,
do której siada się ze spokojem, którą czyta, ba – delektuje się – w ciszy i
skupieniu. Najlepiej z kubkiem kawy pod ręką. Autor nie narzuci nam szaleńczego
tempa, będziemy mogli swobodnie rozejrzeć się po okolicy, zamyślić, wrócić do
raz czytanych fragmentów, gdy tylko coś wydawać się będzie niejasne… Bez
pośpiechu.
Minęło sporo czasu,
od kiedy Księga jesiennych demonów
wpadła w moje ręce po raz pierwszy. Kolejne, piąte już wydanie, obrazuje popularność,
jaką cieszy się na pozycja. Bez wątpienie warto do niej zerknąć, nawet jeśli
kogoś miała by znudzić.
Jarosław Grzędowicz
Księga Jesiennych Demonów. Wydanie 5
Fabryka Słów
2014
Krzysztof Chmielewski
PS. Dziękuję wydawcy za możliwość
przeczytania książki!
pochłonęłam tę książkę - jest fantastyczna :)
OdpowiedzUsuńTo prawda ;)
OdpowiedzUsuńPrzepiękna okładka! Z chęcią zatopiłbym się w fabułę powieści, bo wydaje mi się bardzo ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńIstotnie! Bardzo ciekawa pozycja ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie całkiem niezła - ale nie do powtórnego czytania. Ale to tylko moje osobiste odczucie, bo mnie dalej do horrorów niż bliżej.
OdpowiedzUsuń