Jeśli
szukacie obrazu Polskiego (i nie tylko) lumpenproletariusza, wykolejeńca i
alkoholika, sięgnijcie proszę po opowiadania Jana Himilsbacha, nie zaś
opowieści o Jakubie Wędrowyczu (choć Kroniki…,
są genialne).
Zobaczycie
nie fikcję, a prawdę; bolesną, przerażającą rzeczywistość Rzeczypospolitej
minionych dziesięcioleci i uniwersalny obraz marginesu społecznego. Niestety, w
dalszym ciągu aktualny, bo kiedy oglądam telewizję, słucham radia czy
przeglądam prasę, mam wrażenie, że autor opisuje współczesność. Z podobnymi
postaciami stykam się ja i ludzie z którymi rozmawiam; widzę bohaterów tej
prozy w ciemnych uliczkach, na rynkach, dworcach i w parkach; widzę ich na
placach budowy, hałdach i zwałach węgla, lasach i wysypiskach…
Pierwsza
rzecz… kim jest, a właściwie kim był Jan Himilsbach. Większość pewnie nie zada
sobie trudu, by wyklikać to nazwisko w Google, więc napiszę tylko, że wielkim
autorem był. Choć specyficznym, nie pisał ku pokrzepieniu serc, ani o rzeczach ładnych. Dobrze grał w filmach (patrz Rejs), ale ja wolę jego papierowe osiągnięcia. Tyle względem
biografii.
Monidło i Przepychanka, mogą być
traktowane – w pewnym sensie – jako proza turpistyczna. Pochwała, choć może
raczej rejestracja brzydoty i degrengolady społecznej, opowieść o dawnych
czasach i biografia człowieka, który z nie jednego pieca chleb jadł. Swoista „kronika codzienności”, uważna obserwacja. Notatki, które składają się w spójną całość, która daje nam niejakie pojęcie o tamtym świecie.
A propopo biografii… Himilsbach, tak jak traktował swoje własne życie, tak na twórczość literacką patrzy z przymrużeniem oka. Choć lata temu ogłoszono „śmierć autora”, czytając opowiadania, nie sposób nie zauważyć licznych zbieżności fabularnych z wydarzeniami z życia pisarza.
A propopo biografii… Himilsbach, tak jak traktował swoje własne życie, tak na twórczość literacką patrzy z przymrużeniem oka. Choć lata temu ogłoszono „śmierć autora”, czytając opowiadania, nie sposób nie zauważyć licznych zbieżności fabularnych z wydarzeniami z życia pisarza.
Równocześnie
przypisałbym tej prozie także łatkę opatrzoną terminami quasi-reportaż i
gawęda, a to ze względu na swobodny, lekki, barowy ton wypowiedzi. To jak
opowieść przy kuflu piwa, lub kubku kakao przy kominku. Choć nieco drastyczna,
bo…
…Mimo
przystępnej formy, z lekka humorystycznej, okraszonej nietuzinkowym żargonem,
nie jest to lektura przyjemna. Monidło i
Przepychanka, to przejmujące,
naturalistyczne studium ludzkiej natury. I kpina, szyderstwo. Z sobie tylko
właściwym humorem autor opisuje zdarzenia - nie ważne czy są realne czy nie –
prawdopodobne, takie, jakich w codzienności od groma.
/Dygresja:
wczytując się w kolejne strony zaczynałem się zastanawiać, czy aby na pewno
jestem gotów na kolejny taki tekst. I dlaczego mnie pociąga? Dlaczego brzydota
pociąga nas wszystkich (no prawie)?. Zauważcie, Drodzy Czytelnicy, że od
pewnego czasu, coraz częściej chyba. publikuję teksty poświęcone właśnie takim
pozycjom. Dobre kobiety z Chin,
zapowiedź Cadyka i dziewczyny, Dobre miejsce do umierania… to wszystko
świadectwa krzywd… i zarazem poczytne pozycje./
Tragikomedia
w odcieniach szarości, świat skrajności – głębszych uczuć i zupełnego
zezwierzęcenia. Bohaterowie himilsbachowych opowiadań, to jednostki silnie
autodestrukcyjne, roznoszące w puch swoje środowisko. Bieda rodzi patologie, te
zaś mają tendencję do rozprzestrzeniania się. I tak bez końca, bez nadziei na
poprawę, nawet w chwilach szczęścia.
Polecam Wam,
Drodzy Czytelnicy, prozę Jana Himilsbacha.
*zdjęcie pochodzi ze strony www.antykwariat.waw.pl
Jana Himilsbacha znam tylko z jego ról aktorskich. Nie wiedziałam, że także pisał...
OdpowiedzUsuńI to lepiej niż grał ;)
OdpowiedzUsuń