Nie czarujmy się... było słabo, ale nie tragicznie. "Zła krew" Sally Green

Było słabo, ale lepiej niż się spodziewałem… Nie zachwyciła mnie Sally Green, ale też niespecjalnie zawiodła. Udało się jej sprawić, że niejednokrotnie uniosłem brew, gdy podczas lektury natrafiłem na dobrze skrojoną scenę i świeży pomysł, jednak w ogólnym rozrachunku autorka wypada mocno przeciętnie. Zła krew okazała się niczym więcej, jak czytadłem, których wiele na półkach.

Pierwsze strony przeglądałem z zaniepokojeniem spowodowanym jednym z opisów na ostatniej stronie okładki. Gdy zobaczyłem tekst z redakcji „The Times” – „Radujcie się nastolatki, dziedziczka korony Stephenie Meyer właśnie przybyła”, zacząłem się zastanawiać, co też podkusiło mnie, by zamówić tę pozycję. Okazało się jednak, że nie ma tu – i chwała autorce – romantycznych bzdur (no dobra, są, ale nie aż tyle) i wszechobecnego, wgniatającego w fotel kiczu. Jest za to prosta, wciągająca historia; powieść lekka, łatwa i przyjemna, która – (nie)stety – nie postawia zbyt wielu śladów w pamięci.


Zła krew to pozycja, której uniwersum jest bardzo uproszczone. Od pierwszych stron – ba, nawet na podstawie spisu treści – wiemy, mniej więcej, co się wydarzy. Już na samym początku poznajemy najważniejsze elementy historii, a kolejne fragmenty układanki odkrywane są w sposób – dla mnie – rozczarowujący. Za szybko, za łatwo. Pani Green nie potrafi trzymać języka za zębami, tak, by czytelnik wczuł się w atmosferę tajemnicy. Wszystko dostajemy na tacy.

Nie ma tu głębi, autentyczności, wreszcie – złożoności, jaką powinna się cechować dobra powieść oscylująca wokół fantastyki (ewentualnie realizmu magicznego, ale to zupełnie inna bajka. Wybaczcie dygresję). Brakowało mi szerszej wizji świata przedstawionego, czegoś, co pozwoli wgryźć się w jego realia.

Niestety, wszystko to, co mnie interesuje, umieszczono za cienką, półprzezroczystą zasłoną, która co jakiś czas lekko się odchylała ukazując „coś” poza głównym motywem i mniej istotnym, ale wyraźnym wątkiem miłosnym. To boli, bo sporo rzeczy zostało ujawnionych, a cała historia ma być ujęta w formie trylogii. Obawiam się, że jeśli sięgnę po kontynuację, otrzymam równie infantylną opowieść obejmującą zaledwie „koleje losu” Natana, nie zaś opis rzeczywistości przedstawionej.

A, zapomniałbym. Widać tu ewidentne nawiązania do Harry’ego Pottera, a jednym z  wyraźniejszych śladów jest tzw. Biała Rada, która niemal idealnie odwzorowuje posiedzenia Wizengamotu. Główny bohater – nieszczęśliwy, skrzywdzony i przeklęty samotnik o kruczoczarnych włosach – także budzi pewne skojarzenia. Niemniej, te i inne „smaczki” nie powinny być raczej traktowane jako sugestie plagiatu, co to, to nie. Jednak podobieństwa są na tyle wyraźne, że nie sposób o nich nie wspomnieć.

Zła krew to świetne czytadło. I nic więcej. W mojej opinii ma „szansę” stać się bestsellerem także w Polsce, jednak po tym, kiedy kilkanaście lat temu na świecie pojawił się „chłopiec, który przeżył”, nie widzę możliwości ku temu, by Sally Green odniosła sukces na miarę Rowling. I bardzo dobrze.

Spore grono nastoletnich czytelników (i nie tylko) będzie zachwycone. Od lat nie mają większych wymagań.



Sally Green
Zła krew
Uroboros, 2014
Stron: 394 (łącznie z posłowiem)

Dziękuję wydawcy za możliwość przeczytania książki.


Krzysztof Chmielewski

Komentarze

  1. Szczerze piszesz,bardzo mi się to podoba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba, kłamstwem się brzydzę. Książka dobra, ale na raz. Potem można zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam mieszane uczucia, ale jak już by szło przeczytać to jedynie wtedy, kiedy będzie w bibliotece, aby się przekonać, czy jednak warto wywalać kasę na książkę. [ Aleja Recenzji ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, na szczęście, otrzymuję większość nowości od wydawców.

      Usuń
  4. Szkoda, że brak tu tajemniczości. I mankamenty w kwestii otoczenia bohaterów także mnie nie zachęcają. Nie znam Harrego Pottera, więc pewnie nie zauważyłabym wspomnianych przez Ciebie nawiązań.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę S. Green można pominąć ;) Pottera - koniecznie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz