W okopach Wielkiej Wojny: "Stalowe Szczury: Błoto" M. Gołkowski

Historia alternatywna, nieco podobna do tego, co jakiś czas temu zaserwowała nam Fabryka Słów pod postacią Demonów Leningradu Adama Przechrzty (swoją drogą, rewelacyjnych). Lubię takie klimaty, a gdy autor sprawnie operuje językiem i kształtną projektuje fabułę, to już wyjątkowo.

Zapowiadało się bardzo ciekawie. Z resztą, o Gołkowskim słyszałem i czytałem już całkiem sporo, a to za sprawą mocno promowanego przez Fabrykę cyklu S.T.A.L.K.E.R. Ten czeka na swoją kolej (za dużo książek na świecie, by czytać tylko fantastykę), choć pewnie (nie)prędko pojawi się na łamach Kanciapy. Co najmniej kilka tekstów jest na warsztacie, a kolejnych kilkadziesiąt czeka na przeczytanie…

Błoto, część pierwsza cyklu Stalowe szczury. Co byście powiedzieli, gdyby I wojna światowa nie zakończyła się rozejmami w Compiègne czy Lozannie? Gdyby toczyła się nie przez cztery, a osiem lub więcej lat, pochłaniając kolejne istnienia ludzkie, zbierając krwawe żniwo z pomocą coraz bardziej wymyślnych sposobów masowej eksterminacji?

Walki m.in. na linii Zygfryda, toczone w klaustrofobicznych okopach (to jeszcze czasy tzw. wojny pozycyjnej), ścielący się gaz, grad szrapneli i wszelkiej maści śmiercionośnych przedmiotów. Czołgi przetaczające się nad głowami szeregowców, miotacze ognia zmieniające bunkry w piece, a ludzi w żywe pochodnie, nieustanne bombardowania, nieustanny strach i walka o życie.

Gołkowski roztacza przed nami panoramę zniszczenia. Daje wyraz swoim fascynacjom, a równocześnie popuszcza wodze fantazji kreśląc opisy broni, machin wojennych, prototypów, które jednak(?) weszły w stan realizacji (Kugelpanzer). Osobliwe pojazdy, nowoczesne, jak na owe czasy, technologie sieją grozę nie tylko wśród bohaterów dalszych planów, ale w czytelniku.

Autor w sposób realistyczny, naturalny i empatyczny opisuje to, co dzieje się z psychiką żołnierza. Choć w przeważającej mierze otrzymujemy z jego ręki „powieść akcji”, poszczególne postaci nie są zaniedbywane W tym uniwersum zniszczenia, beznadziejności, jedynym celem staje się przeżycie lub… wykonanie zadania. To nie lada dylemat.


Pojawiają się, rzecz oczywista, prawdziwe postaci, wmieszane w tłum fikcyjnych, anonimowych jednostek. Dodając do tej historii wątek fantastyczny, nie zdradzę jaki, Gołkowski równocześnie burzy, jak i rozbudowuje całą fabułę. Myślę, że jeszcze nie raz, nie dwa w kolejnych częściach przeczytam(y) o tym, co działo się w… No właśnie, tego też nie zdradzę, ale sądzę, że fanom gatunku pomysł przypadnie do gustu.


Gdybym miał pisać o minusach tej książki, to na pewno uważniej trzeba przyjrzeć się językowi. Choć całość, jako tako, nie budzi moich zastrzeżeń, w kilku sytuacjach, zwłaszcza w przypadku pewnego nerwowego osobnika, warstwa językowa jego wypowiedzi brzmi bardzo nienaturalnie, by nie powiedzieć kiczowato. Ciężko jednak dogodzić wszystkim, a w stosunku do całości, wad jest niewiele. Przynajmniej w moim odczuciu.

Zakończenie, z lekka przewidywalne, budzi jednak pożądanie (chwilowe) domagające się spełnienia kolejną porcją przygód kapitana Reinharda i jego bandy niedomytych, nieokrzesanych podwładnych.

Kontent jestem z lektury. Ostatni miesiąc nie obfitował w znaczące ilości lektur, a także ubogi był w teksty. Tym bardziej cieszy mnie fakt „połknięcia” tej powieści, choć tekst powtawał długo. Podejrzewam, że na część drugą przyjdzie mi czekać przynajmniej kilka miesięcy… Cóż, jakoś to będzie. Tymczasem siadam już do kolejnej recenzji, jakże odmiennej od tego, co w tej chwili czytacie…

I bonus na JUTUBE:




Michał Gołkowski,
Stalowe Szczury: Błoto
Fabryka Słów 2015


Krzysztof Chmielewski

Komentarze