Nie wiem od czego zacząć… najwłaściwiej
będzie chyba od tego, że książka Scotta jest mi całkiem obojętna. Choć napisana
sprawnie i z pomysłem, któremu nie można odmówić pewnej oryginalności, to jednak
nie powala na kolana i nie zapada szczególnie w pamięć. Może dlatego tyle czasu
zajęło mi pozbieranie myśli na jej temat…
Scott zaczyna z "grubej
rury", od makabrycznej zbrodni dokonanej na rodzinie mieszkającej na
odludziu. Udaje się przeżyć jedynie matce i synowi, zaledwie 12-letniemu.
Zabójstwa ich krewnych dokonała trójka nieznanych im bandytów, za którymi, po
pewnym czasie, wyruszają, by dokonać zemsty. Trafiają do miasteczka Watersbrigde,
gdzie sprawy zaczynają się komplikować…
O ile sam pomysł na fabułę
pozostawia wiele do życzenia - wszak to nic nowego - ciekawu jest sposób
realizacj. Akcja umiejscowiona na "szeroko pojętym" Dziki Zachodzie,
w nieznanych czytelnikowi lokacjach może się okazać tym, czego czytelnicy
thrillerów/kryminałów jeszcze nie znają, a co przypadnie im do gustu. Miejsce
stanowi pewnego rodzaju nowum (na pewno dla większości czytelników), a sama
kreacja świata jest niezwykle realistyczna.
Najciekawsze jest jednak to, że u Scotta nie istnieją jednoznaczne podziały na dobro i zło. Niemal każda
postać, a już na pewno główni bohaterowie, nie mają jasno sprecyzowanego
systemu wartości, celu i charakteru. Caleb i jego matka zmieniają się
(również fizycznie) w zależności od tego, czego wymaga sytuacja.
Scotta zaprasza czytelnika do
świata, w którym rządzi prawo silniejszego, gdzie nie ma litości i współczucia
(no, może do pewnego stopnia). Brutalna rzeczywistość przeraża, bulwersuje i,
mam takie wrażenie, zmusza do zastanowienia nad współczesnym światem. Na ile
zmienił się od czasów reworwerowców?
Watersbridge nie jest czarnobiałe,
podobnie jak jego mieszkańcy. Każdy ma coś do ukrycia, każdy pilnuje głównie
własnego nosa, a za zbytnią ciekawość (ba!, nawet krzywe spojrzenie) można
zarobić kulkę. Ot, nic nowego w sumie.
Mimo iż wyzja świata jaką Scott roztacza
przed czytelnikiem wydaje się być fascynująca – i jest - nie wciąga tak bardzo
jakbym tego chciał. Może inni czytelnicy będą bardziej ukontentowani.
To dobra powieść i nic więcej.
Bez litości
James Scott
Przekład: Jerzy Malinowski
W.A.B. 2014
Stron: 397
Krzysztof Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz