Dlaczego kocham antykwariaty i dlaczego warto w nich kupować!


Antykwariat "Misio"
Kocham antykwariaty. Od zawsze pasjonowały mnie zwały książek o pożółkłych kartkach, specyficznym zapachu i delikatnej strukturze. Tak, zarówno te sprzed stu i dwustu lat, jak i z epoki PRL-u, które rozlatywały się po pierwszym przeczytaniu (sorry, taki mieli klej).


Mogę godzinami grzebać w rozpadających się kartonach, przemykać pomiędzy półkami, rozsuwać, przerzucać kolejne tomiska, w nadziei że znajdę coś ciekawego, nietuzinkowego, co warto na powrót wystawić na światło dzienne. Na półkach i w kartonach stojących w moim mieszkanku, pysznią się rewelacyjne – dla mnie, dla większości z Was pewnie bezwartościowe – tomy i tomiki zdobyte przypadkiem lub po kilkuletnim polowaniu.

 Czasem wypadnie z nich jakaś pocztówka, list, zasuszony kwiat, zazwyczaj jednak pozycje obejmujące szerokie spectrum moich zainteresowań…

Antykwariaty, to miejsca magiczne, nieodgadnione. Posiadają – przynajmniej niektóre – swój unikatowy, jedyny w swoim rodzaju klimat. Miały go stoiska na nieistniejącym już dworcu PKP w Katowicach, ma go też kilka innych oficyn, głównie katowickich, ale i chorzowskich, w których zdarza mi się bywać co jakiś czas. Ma go jeden znany mi lokal w Lublinie, jeden krakowski (przy ul. Brackiej). Tu, bardzo często, nie tratuje się książki jako kodu w bazie danych, a klient nie jest tylko chodzącym portfelem.



Sam miałem okazję pracować już w trzech antykwariatach i choć nie są to wielkie firmy i nie zarabia się tam wielkich pieniędzy, to praca tam, możliwość obcowania z literaturą i kontakt z ciekawymi ludźmi, doskonale uzupełniały „lukę finansową”. Dziś pozostaje mi tylko pomarzyć o zatrudnieniu w takim miejscu, te, które jeszcze istnieją, raczej chylą się ku upadkowi niż upatrują perspektywy rozwoju na horyzoncie. Choć są i takie, którym udaje się trwać na wzburzonym morzy branży księgarskiej! I za te trzymam kciuki.

Mam więc dla Was radę/prośbę/prikaz – kupujcie w antykwariatach i małych księgarniach. Molochy takie jak Matras czy Empik sobie poradzą. Mają „monopol”, jest ich dużo i mają świeży towar. Wiedzą też, jak stawiać warunki wydawcom. Małe, lokalne firmy już nie do końca, dlatego postarajmy się, żeby mogły jeszcze trochę podziałać, by zakupy tam robione weszły nam w nawyk, a nie były okazjonalne.

Ja sam staram się nie kupować w sieciowych księgarniach. Z jednej strony wpływ na to ma wysokość moich zarobków, a także fakt, że nowości, co jakiś czas, podsyłają wydawcy. Tanio można też kupować na allegro i Targach Książki. Nie chodzi też o jakiś bunt przeciwko molochom, którzy – tak słyszałem – zatrzymują u siebie nawet 60% zysku z książki, dzięki czemu (nie zapominajmy o podatku VAT) ceny dawno już przekroczyły granicę 35 zł. Zwyczajnie wolę wesprzeć mały, lokalny biznes, niż gigantyczną firmę.

I najważniejsze, książki których ja poszukuję, nigdy, lub prawie nigdy nie są dostępne w księgarniach...



Komentarze

  1. Antykwariaty mają w sobie jakąś magię. Jednak ten jeden, który znam ma w sobie najwięcej podręczników. A i ceny sa niejednokrotnie porównywalne (jeśli nie wyższe) do nowych egzemplarzy. Dlatego tak rzadko go odwiedzam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to więc antykwariat z podręcznikami, ja opisuję księgarskie ;) W których przeważa beletrystyka ;)

      Usuń
  2. A ja od kilku lat marzę o otworzeniu antykwariatu. Wiem jednak że w obecnych czasach byłoby to niemal samobójstwo. W Łodzi w ostatnim czasie zamknięto najlepszy antykwariat i bardzo mi żal, że te miejsca powoli odchodzą w przeszłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, jeśli nie ma się dobrego lokalu w ruchliwym miejscu, stałych klientów i masy niezłego towaru, nici z takiego interesu. Trzeba też mieć pomysł.

      Usuń

Prześlij komentarz