Książki z lamusa #2 - Sposób na Alcybiadesa (E. Niziurski)


Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno sięgnąłem po książkę Edmunda Niziurskiego. Tylekroć mijałem to nazwisko buszując pomiędzy bibliotecznymi półkami, tak wiele razy powtarzałem sobie, że w końcu wypożyczę cokolwiek, co wyszło spod jego pióra… Na takim okłamywaniu siebie samego upłynęło mi chyba z 10 lat. Jak nie więcej. Ale się udało, a dziś Niziurski gości w Literackiej Kanciapie, w drugiej recenzji z cyklu „Książki z lamusa”.

Sposób na Alcybiadesa… o tej powieści chciałbym Wam opowiedzieć. Książka czytana przez pokolenia, ba, nawet lektura szkolna, choć raczej rzadko zadawana i mało pociągająca dla większości współczesnej młodzieży. Nie ma w niech wszak wampirów, ani urodziwych wiedźm… Są za to ludzie, tak podobnie do współczesnych, choć dzieli ich okres dwóch pokoleń.


Pamiętam, że kiedyś w telewizji mignął mi film o takim tytule (Sposób na...), opowiadający o szajce szkolnych rozbójników, grasujących na terenie placówki dydaktycznej, którym ktoś w końcu utarł nosa i wytargał porządnie za ucho.

Dygresja: zagrał z nim nawet, epizod, ale jednak, Czesław Niemen (scena z samochodem).

Tytuł filmu błąkał mi się po głowie obijając od lewa do prawa, aż w końcu książka Niziurskiego trafiła w moje ręce. Przypadkiem rzecz jasna, zrządzeniem losu pchnięta w me objęcia. Dziś będzie zdobić mój księgozbiór, a ja dumny jak paw chwalę się wszem i wobec, że dokonałem dawno zamierzonego czynu.

Jak już pisałem SPONA, to historia grupki łobuzów, chacharów po naszymu, próbujących zaleźć za skórę swoim belfrom. Nękają ich stare, schorowane ciała akademickie, a także dusze zniewolone kieratem jakim jest dla nich kaganek oświaty przystawiany, co rusz, do tępych gęb ich krnąbrnych podopiecznych. A jednak szkolne cwaniaczki niemal przez cały czas dostają po łapach i by nie stracić w szkole poważania, muszą w jakiś sposób wykaraskać się z kłopotów…

Z początku sądziłem, że mam do czynienia z kolejną książką przygodową, lekką, przyjemną i z moralizującą pointą. Do czasu, aż w pewnym momencie bohaterowie powieści, w niewytłumaczalny dla nich samych sposób, pojęli istotę swej bytności w placówce szkolnej. 

Chłopy dryfują, a czytelnik razem z nimi. Niziurski w sposób podchwytliwy, zaczepny i podstępny, za pomocą banalnej (i cudownej) historii, rozbudził we mnie pewne wspomnienia. Przypomniał mi, że i ja sam, całkiem niedawno z resztą, opór stawiałem wiedzy humanistycznej napierającej na mnie z każdej strony. A teraz żałuję, że lepiej nie wykorzystałem tamtych lat młodzieńczych i beztroskich. Choć może nie byłbym tu w tej chwili i nie pisał tych słów.

SPONA to książka wciągająca i… rozczulająca. Obudziła we mnie nostalgię, tęsknotę za latami młodości, nie tak odległej przecież. Jeśli szukacie powieści z morałem, słodko-kwaśnej, lekkiej, a zarazem "nieco" ciążącej na sumieniu, to sięgnijcie po nią. 







Komentarze

  1. Pierwszy raz książkę czytałam w podstawówce, kiedy byłam chora i nie poszłam do szkoły. Brzuch mnie bolał ze śmiechu. Czasy się zmieniły, więc nie wiem, czy książka spodobałaby mi się tak bardzo jak niemal 20 lat temu, ale w sumie chętnie ją sobie przypomnę, tym bardziej, że mam w swojej biblioteczce. W ogóle zaczytywałam się kiedyś w książkach Niziurskiego, eh to były fajne lata, za którymi bardzo tęsknię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze można wrócić do "tamtych czasów", właśnie za pomocą książek ;). Humor ten sam! Mnie śmieszyło niesamowicie.

      Usuń

Prześlij komentarz