Silesia Incognita 1#: Po ślonsku niy jest gańba - "Dante i inksi"

recenzja dante i inksi
Dante i inksi - fot. Literacka Kanciapa
Od dłuższego czasu, od chwili gdy na łamach Kanciapy pojawił się tekst o Nagrobku Ciotki Cili Stefana Szymutki, chodził mi po głowie cykl artykułów prezentujących pozycje traktujące o Śląsku, śląskości, o kulturze mojego regionu.

Oczywiście bez politycznej agitacji, dążeń separatystycznych, co to, to nie, daleko mi do nich. Ale myślę sobie, że część z Was, Drodzy Czytelnicy, nie mieszka w Katowicach, ani nawet Rybniku czy Lublińcu i chętnie przeczyta o tym, co do tej pory wydawało się nieznane. Rusza więc cykl "Silesia Incognita", który, mam nadzieję, pozwoli zarówno mi, jak i Wam, poznać nieco bliżej region i historię Górnego Śląska. A właśnie, nie napisałem najlepszego. W styczniu tego roku napisano do mnie z wydawnictwa Silesia Progress, z zapytaniem, czy nie chciałbym się zająć literaturą śląską... Czyż mógłbym sobie wymarzyć lepszy "start"?

Pierwszy tekst miał się ukazać już w okolicy grudnia. Planowałem pisać o Czarnym ogrodzie Małgorzaty Szejnert, jednak o Nikiszowcu i Giszowcu wielu już słyszało, a lektura sama w sobie jest czasochłonna. Istna cegła. Dlatego też pozwolę sobie zaprezentować inną pozycję.

O Śląsku i po ślonsku pisał też już kiedyś Dominik Otkowicz (piórem Stefana S.). Pisze tak również Zbigniew Kadłubek, którego Listami z Rzymu i tłumaczeniem Promytojsa… zajmę się prawdopodobnie w okolicy marca/kwietnia. Jednak na pierwszy ogień „pójdzie” publikacja niebanalna, równie ciekawa jak wyżej wspomniane tłumaczenie.

Dante i inksi, to pozycja nietuzinkowa, projekt nieco karkołomny, ale w okresie „odrodzenia” ślonskiej godki, bo chyba możemy jak powiedzieć, całkiem zrozumiały i ze wszech miar godzien pochwały. Chylę więc czoła, z fascynacją, po raz kolejny wertując strony.

To wybór tekstów, subiektywny rzecz jasna, autorski, którego dokonał chorzowianin Mirosław Syniawa (współautor m.in. Górnoślonskiego ślabikorza). Zebrał w jednym miejscy poezję światową, twórców powszechnie znanych, jak William Blake, Horacy czy Dante, ale i tych , których twórczość wydaje się być nieznana (dla przeciętnego zjadacza chleba takiego jak ja): Li Bai, Da Fu, Giacomo Zanella…

Dante i inksi. Blurb - fot. Literacka Kanciapa
Dante i inksi. Tył - fot. Literacka Kanciapa
Tłumacząc je na ślonską godkę, uczynił kolejny krok na przód, w kierunku rozwoju języka śląskiego. Ukazał jego bogactwo, plastyczność i głębię. Ten pozornie prosty język, kojarzący się raczej z tzw. kulturą krupniokową (muzyką biesiadną czy wątpliwej jakości serialem „Święta wojna”) lub, co gorsza, z ukryta opcją niemiecką, stał się kanałem tranzytowym dla treści wielkiej wagi. I nie chodzi rzecz jasna o translację tekstów filozoficznych – bo nie wszystkie takie są – ale treści powszechnie uznanych za dziedzictwo kultury światowej.

Bo skoro mogły się one ukazał w języku angielskim, niemieckim czy polskim, to czyż nie mogą pojawiać się w ślonskiej wersji językowej? Choć nie potrafię posługiwać się godką swobodnie i wielokrotnie warstwa językowa stanowiła dla mnie swoistą barierę, udało się Syniawie ująć „to coś” niedostrzegalne, co fascynuje i ciągnie niczym magnes. To się czuje, nawet nie rozumiejąc wszystkiego od razu. Sprawdziłem to na Pieśni o psie Jesienina… po ślonsku jest tak samo mocna i dławiąca jak w tłumaczeniu polskim. Podobnie rzecz ma się z tekstami Li Bai i Da Fu, choć te były dla mnie nowością, ziemią nieznaną.


„Tłumaczenia mogom nom pokozać, że i my mogymy godać o tym wszyjskim co dlo nos ważne, o naszym bólu, starościach, strachu, o naszych nadziejach, miłości i śnikach.
Ku tymu niy jyno godać, ale i godać piyknie”.

Słowami tłumacza, kończę więc... i wracam do lektury.

Dante i inksi. Poezyjo w tłumaczyniu Mirosława Syniawy.
Tłum. Mirosław Syniawa
Silesia Progress, 2014
Stron: 170



Komentarze